Rodzinno - sąsiedzka wyprawa na ryby

/ 20 komentarzy / 12 zdjęć


Od kilku dni toczę ze sobą ciężką walkę wewnętrzną, pisać, nie pisać, pisać. Z jednej strony mam zobowiązanie wobec naszego teamu do relacjonowania naszych wypraw, ale z drugiej strony jakoś nie mam natchnienia. Koleżanka odpowiedzialna za proces tworzenia, ,,wena’’ czy jak jej tam na imię, gdzieś zniknęła, może wybrała się na ryby, nie wiem. Jest ciężko a naród czeka, spróbuję.

Jest piątek 18 lipca, i dzieje się………., to znaczy że wyprawa którą planujemy od kilku miesięcy dojdzie do skutku. Chodzi mianowicie, o wyprawę na rybki z rodzinami i przyjaciółmi. Ma być to radosny weekend, w końcu mieszkamy przy ulicy Radosnej. Trudne zadanie z punktu widzenia logistyki. Ale co się nie da, jak się da. Wystarczą: 3 samochody, sprzęt biwakowy i wędkarski, napoje dla dzieci, napoje niezamarzające dla dorosłych, parę kilogramów mięsiwa w różnej postaci i dobry humor.
Jako miejsce wybraliśmy starorzecze Wisły. Miejscówka ta ryb nie gwarantuje ale za to święty spokój mamy na bank. Ryba dominująca na tej odludnej wodzie to sumik karłowaty, tzw. ,,koluch’’, choć przed wyjazdem dowiedzieliśmy się że bierze lin a i szczupak się trafia. Ze względu na zajętość zawodową części towarzystwa wyjazd podzielony na kilka etapów.


Etap I – ekipa obarczona obowiązkiem zarezerwowania miejscówki (a przy takiej ilości ludzi, nie może to być zwykłe zejście do wody tylko kawał placu). Jedziemy: Sąsiad z młodym i jeszcze młodszą córką, oraz moja maleńka , 175cm (kiedy to tak urosło) córeczka, rocznik naszego młodego. Wyjazd w piątek około południa.
Etap II – żona sąsiada z pozostałymi dziećmi + uzupełnienie prowiantu. Wyjazd w sobotę rano.
Etap III – reszta sąsiadów oraz moja osobista małżonka + pakiet ratunkowy (zupa chmielowa, itp.) Wyjazd w sobotę po południu.
Pierwsza ekipa wystartowała około 13, kombinujemy że o tej porze jest szansa na dobrą miejscówkę. Kilkaset metrów od łowiska w lesie na jednym z rozjazdów zator. Stoją dwa samochody a tylko jeden kierowca. Po chwili już wiemy, ktoś zostawił samochód na środku drogi za zakrętem (całkowicie uniemożliwiając skręt w prawo) i po prostu sobie poszedł. Kierowca który dojechał przed nami postanowił szukać tego pozbawionego wyobraźni (co kilkadziesiąt metrów są miejsca gdzie można bezkolizyjnie zatrzymać się na poboczu), a my pojechaliśmy prosto. Po chwili okazało się dzięki temu udało nam się zając najlepsza miejscówkę. Kierowca który zator osiągnął przed nami również przyjechał zająć miejscówkę. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów to nam udało się zając miejsce na którym nam zależało, wyprzedziliśmy kolegę o którym pisałem o kilka minut (znalazł w końcu tego mądrego kierowcę) . W końcu rozbili się kilkadziesiąt metrów dalej. Okazali się przesympatyczni, odwiedzaliśmy się wzajemnie. 


Jeszcze wszystkiego nie rozpakowaliśmy a tu nasze córki robią oczy kota ze shreka. Nie było wyjścia trzeba było naszykować smarkulom wędki. Sąsiadowi i mnie nie było do śmiechu, skoro dziewczyny łapią to znaczy że zaraz będziemy mieli przerąbane. Trzeba będzie co chwila odpinać te cholerne koluchy. Zazwyczaj w tym miejscu można spocić się ze względu na częstotliwość brań, ale nie tym razem, dziwne. Dzięki temu mogliśmy rozbić obóz i uzbroić pozostałe wędki. Gruntówki w wodzie, można w końcu usiąść w fotelu i wyluzować delektując się wyrobami jubilerskimi (zabraliśmy na wyjazd zgrzewkę pereł). Jest wreszcie pierwsza ryba, córka sąsiada jest przeszczęśliwa, ja mniej. Sąsiad gdzieś się oddalił i ja musiałem odpinać rybę powszechnie uważana za szkodnika wyjadającego ikrę innych gatunków, potrafiący zdominować każde łowisko. Odpinanie tego chwasta nie należy do najłatwiejszych, ponieważ najczęściej bardzo głęboko połyka przynętę, żeby nie powiedzieć do samej d…… , odpięcie palcami jest prawie niemożliwe. Ponadto ryba ta wyposażona jest w mechanizm obronny, mianowicie kolce na przednich płetwach bocznych i płetwie grzbietowej. Ukłucie jest bardzo bolesne, miałem wątpliwą przyjemność już tego doświadczyć kilka lat temu. Przy wypinaniu należy chwycić go w ten sposób aby zablokować kolce w pozycji do ataku pomiędzy palcami. 

Jak to się uda, pozostaje walka z dotarciem do haczyka. Jeżeli chodzi o sumika to mogę pochwalić się (o ile w tym przypadku jest to powód do dumy) złapaniem sumika karłowatego ,,albinosa’’. Kilka lat temu na łowisku ,,Całowanie’’, wyciągnąłem takiego ze 30cm, idealnie białego. No dobra, ryba odpięta, jeszcze tylko ,,panie Krzyśku założy mi pan robaka?’’. Zrobione, spławik znów kołysze się na falach, o dziwo jak skończyłem znalazł się sąsiad. Czas przerzucić gruntówki. Do przerzucania zgłosiła się moja córka (poszło jej całkiem nieźle) stwierdziła tak przy okazji że teraz to ona zwija spławik i będzie łapać na grunt. Wzięliśmy się za przygotowywanie ogniska i kolacji. Do kolacji nasze dziewczyny mogły się już pochwalić nawet spora ilością złowionych ryb. Mnie i sąsiadowi z wędkowania pozostało jedynie zakładanie przynęt i uzupełnianie koszyczków, ale co tam niech dziewczyny maja radochę. Młody ma lżej, chodzi własnymi ścieżkami i może przynajmniej połapać. Po kolacji zrobiło się ciemno, na wędkach wylądowały świetliki, jest kilka skutecznych wieczornych brań. Reszta wieczoru upłynęła nam na walce z komarami, nie licząc wizyty sąsiadów (było miło). Dziewczyny w końcu padły i poszły spać a my ględziliśmy przy ognisku. Noc piękna, niebo skrzyło się od gwiazd, cieplutko. Nastój psuły jedynie te małe wampiry. 

Czasem odnoszę wrażenie że o tym czy będą z nas wysysać krew czy nie to one decydują a nie ilość środków jakie my zastosujemy. Czasem wystarczy dym z ogniska i znikają, czasem dawka jakiegoś sprayu, a bywa że jedno z drugim (nawet w dużych ilościach) sobie nie radzi z tymi przedstawicielami świata zwierząt. Noc spędziliśmy przy ognisku drzemiąc w fotelach. Około 6 rano wstała księżniczka sąsiada, ściągnęła zestawy po nocy a że zauważyła że mam otwarte oczy to po chwili usłyszałem : ,,panie Krzyśku, napełni mi pan koszyczek?’’, naszykowane, zarzucone. Za chwilę: ,,panie Krzyśku, rozplącze mi pan?’’ i tak już zostało do końca wyprawy, sąsiad zakała tylko się uśmiechał, a mój błogostan co chwilę przerywało ,,panie Krzyśku …………………’’. Przed południem na miejsce dotarła 2 ekipa, w tym pozostałe dzieciaki. No i zaczęło się, z rybami to już nie miało wiele wspólnego. Zobaczyliśmy kapiących się sąsiadów więc na reakcję naszego potomstwa nie trzeba było długo czekać. Materac i do wody. Na szczęście nie było w pobliżu żadnego wędkarza który przyjechał na rybki odpocząć, bo pewnie miał by ochotę nas zamordować. Wcześniej niż się spodziewaliśmy dotarła ostatnia ekipa. Ci zaraz po opuszczeniu samochodu wzięli się za grodzenie miejscówki. Na wjeździe na polankę pojawiła się czerwono-biała taśma i tabliczka ,,uwaga głębokie wykopy’’. 

Po południu, na łapanie ryb ochoty nabrał najmłodszy z naszego towarzystwa Kamil. Na zmianę zarzucaliśmy mu wędkę a on co chwila przychodził do nas i rozkładając ręce mówił ,,nie ma lyby’’. Nauczeni doświadczeniem z poprzedniego dnia zaczęliśmy szykować broń na komary. Ostatnia ekipa dowiozła kilka puszek czerwonego Brosa, naszym zdaniem jest najskuteczniejszy, a sprawdziliśmy wiele środków, oraz spirale, które postanowiliśmy porozkładać w różnych punktach obozowiska. Wzięliśmy się również za szykowanie kolacji, sąsiad z kolegą Sylwestrem wzięli się za grillowanie, nasze dziewczyny za przygotowanie warzyw oraz stołu biesiadnego (koc na trawie), a my z kolegą Grzegorzem zabraliśmy się za przygotowanie koluchów, według najprostszego z możliwych przepisów. Czyszczenie (w tym obcinanie kolców), bułka tarta, patelnia, olej i wychodzi naprawdę pyszne jedzonko. Furorę robi przy okazji kaszanka z warzywami przygotowana w sztywnych foremkach z folii aluminiowej. Skoro już jestem przy kulinariach to zastanowiły mnie ostatnio ,,prażonki jurajskie’’ przygotowywane w kociołku, o których wspominał w jednym z komentarzy ,,rysiek38’’. Sprawdziłem w necie i już wiem. Ryszard, przyrządzamy nasz odpowiednik prażonek, dodatkowo z golonką i kurczakiem. Boże jakie to pyszności, na sama myśl zrobiłem się głodny, ale na tym wyjeździe kociołka nie planowaliśmy. 

 
Po kolacji, dzieciaki kontynuowały łapanie, nasze kobity zostały pilnować obozu a męska część wyprawy ruszyła z rewizytą do sąsiadów, którzy również spędzali czas w kilka rodzin. Oni przynajmniej mogli pochwalić się czymś więcej niż tylko sumiki, przytrafiły im się jeszcze dwa szczupaki. Powróciliśmy do obozu, zalegliśmy dostojnie na fotelach. Nocka upłynęła spokojnie, komary się wyniosły. Jedyny minus to zimno. Poprzedniej nocy bluzy zakładaliśmy jako ochronę przed komarami, niestety tym razem chroniąc się przed zimnem. Część obozowiczów nockę spędziła przy ognisku, drzemiąc w fotelach. O nasze ciepło dbał samozwańczy ,,strażnik ognia’’, kolega Sylwester, ale przyznać trzeba ze spisał się dzielnie, ognisko ładnie płonęło całą noc. Od rana nasze dzieciaki zabrały się za łapanie ryb. O dziwo koluchy były w mniejszości, tym razem dominowała ukleja. Dzieciaki nad wodą, rada starszych w okolicach ogniska.

 Nasze kobity postawiły na opalanie, my sączyliśmy leniwie browarek. Towarzystwo śmieje się z pozycji jakie przyjmowałem drzemiąc na fotelu. Na ,,misjonarza’’, z dłońmi splecionymi jak do modlitwy i na ,,szukającego robaków’’ ze spuszczona głową. z Nagle z tego swoistego letargu wyrwała nas krzyk Kamila……….. zerwaliśmy się na nogi, a tu ……………….. małolat skacze z rękoma wyciągniętymi do góry w geście triumfu i krzyczy ,,mam lybe’’. Normalnie buźka uśmiechnięta jak by przed chwilą objadł się słodyczy. Przybiegł do nas , z każdym przybił piątkę i dumny powrócił do łapania. Za chwilę wyciągnął kolejną uklejkę. Już mieliśmy obwołać Kamila królem polowania a tu super umiejętnościami wykazał się syn kolegi Grzegorza, Kuba. Wyciągnął szczupaka na spinning. Pospieszyliśmy natychmiast z gratulacjami, a co zasłużył sobie chłopak. Minę miał przynajmniej jak mistrz olimpijski. Obwołaliśmy Kubę królem wyprawy, Kamil zwyciężył w kategorii ,,super junior’’, a nasze córki zajęły równorzędne, zaszczytne pierwsze miejsce w kategorii kobiet. Wyprawa zbliża się do końca, było super, dookoła same uśmiechnięte buźki, dzieciaki wniebowzięte, można wracać.
Nasz młody trochę pomachał kijami, tylko my z sąsiadem jakoś tak nie połapaliśmy, …………………… musimy jechać na ryby.
Pozdrawiam, połamania

 


4.8
Oceń
(37 głosów)

 

Rodzinno - sąsiedzka wyprawa na ryby - opinie i komentarze

dominik1998ioudominik1998iou
0
No, panie Krzysiu już myślałem że nic pan nie napisze, aczkolwiek warto było czekać na ten wpis (2014-07-26 00:13)
rysiek38rysiek38
0
Bardzo miło się czytało i aż żal że mnie tam nie było (starorzecza kryja potwory) a co do kulinariów to cieszę sie że próbowałeś tego o czym pisałem bo dla mnie to rewela. P.S. Pozdrawiam całą twoją rodzinno-sąsiedzka ekipę (2014-07-26 13:51)
rysiek38rysiek38
0
Dodam jeszcze cos od siebie - ta fotka dziołszek z wusztym na normalnych kijach nad normalnom fojerkom to to co lubia (grill sie może schować)- no i do tego te wyroby jubilerskie czyli Łomżing w całej krasie :-) (2014-07-26 13:58)
pompipspompips
0
Piękny sielankowy wypad nie pozostaje nic innego jak z nutką zazdrości pogratulować. (2014-07-26 14:58)
barrakuda81barrakuda81
0
Wakacyjne klimaty.Jesienią takich raczej nie będzie.Miło się czytało.*****Pozdrawiam. (2014-07-26 15:04)
krisbeerkrisbeer
0
Rysiu, były jeszcze kartofle z ogniska, a w naszym wykonaniu to był ,,Perling'':-) (2014-07-26 16:16)
rysiek38rysiek38
0
Wszystko przezyje ale to że przełykam ślinke Ci nie ujdzie na sucho a jak pomysle o Prawdziwym masełku do tego i soli - Toć to prawdziwy odlot ...a tak na serio to miło że udało się zaszczepić narybek tym fajnym hobby (2014-07-26 16:39)
krisbeerkrisbeer
0
Nasze młode wyciągały ostatnio karpie, takie po 1,5kg, tyle że na komercji i na stawie kolegi. A dla Kamila musimy kupić jakąś mniejszą, lekką wędkę. Zaraz ruszamy ze spinami nad naszą rzeczkę. Mamy parę kroków do rzeki to troszkę się pobawimy. Kilka dni temu młody wyciągnął szczupaka na nasz własny zrobiony zimą wobler. Normalnie duma mnie rozpiera. Aha, świat jest mały, może kiedyś razem zasiądziemy do kociołka. pozdrawiam (2014-07-26 16:52)
Michal8300Michal8300
0
A "Pan Krzysio" pewnie zadowolony że ładna dziewczyna do niego tak często zagląda :P ? (2014-07-26 19:52)
krisbeerkrisbeer
0
A "Pan Krzysio" pewnie zadowolony że ładna dziewczyna do niego tak często zagląda :P ? [2014-07-26 19:52] ????????????? (2014-07-26 20:23)
ponczu2ponczu2
0
Super wyprawa, miło się czytało ;) (2014-07-27 10:18)
FELIPEFELIPE
0
Fajne opowiadanie, najczęściej przez naszą pasję mniej czasu spędzamy z bliskimi, a jak widać można połączyć wyjazd wędkarski ze spędzeniem czasu z rodziną, a do tego jak jeszcze uda się zaszczepić pasję dzieciom to sama radość, super :) (2014-07-27 11:22)
marciin 2424marciin 2424
0
Karłowaty morderca -mam go u siebie na stawie ,ale białego nie widziałem :) Pozdrawiam i ***** :) (2014-07-27 12:56)
kabankaban
0
Kilkakrotnie przerobiłem podobne wypady i nie żałuję choć właściwie to nie łowiłem. Pozdrawiam. (2014-07-27 16:30)
dymek12dymek12
0
A ja nie lubię takich wypadów, ponieważ to nie łowienia. Dużo osób, hałas, ........ Przejrzałem twojego bloga czy tam co i nic ciekawego tam nie ma, same opisy z wypraw. Kolego następnym razem opisz coś ciekawego z czego będzie można się czegoś nowego dowiedzieć (2014-07-27 22:42)
okoniowy_bartusokoniowy_bartus
0
Fajny wpis, taki typowo blogowy ; ) (2014-07-28 00:28)
rysiek38rysiek38
0
Kol dymek .nawet w twojej wizytówce nie ma nic o tobie a Twój blog jest zaprawdę bogaty :-) Tak ze zacznij od siebie a potem krytykuj innych (2014-07-28 17:45)
belucziobeluczio
0
Wyprawa była super, dzieci w siódmym niebie. No i o dziwo nasze ślubne pojechały i wróciły zadowolone i nie słyszałem pół słowa że już więcej nie pojadą. A wręcz odwrotnie :-). Jadać tam wiedzieliśmy że nie nastawiamy się na łowienie, tylko na miłe wspólne, rodzinne spędzenie czasu. Dla mnie to wiele bo praktycznie całe tygodnie tyrka. Nie rozumiem wpisu kolegi który chce się z takiego opisu czegoś nowego dowiedzieć. Kup sobie kolega najnowszy numer WW może coś nowego się dowiesz. Pozdrowienia od Króla Przemysława :-) (2014-07-30 09:20)
krisbeerkrisbeer
0
O matko, sam Prezes (Król Przemysław) zabrał głos, cóż za zaszczyt. No i wreszcie Wstawiłeś zdjęcie profilowe, z tego co widzę to z wyprawy nad Bug. (2014-07-30 10:47)
belucziobeluczio
0
Tylko takie miałem w telefonie :-). Zresztą sam je robiłeś !!! (2014-07-30 16:04)

skomentuj ten artykuł