Przechytrzyć lina w litoralu

/ 13 komentarzy / 9 zdjęć


Lato to najlepsza pora roku, do połowu lina – woda jest ciepła, obfituje w naturalny pokarm, więc ryba ta, jest aktywna przez okrągłą dobę. Czego chcieć więcej? Wystarczy złapać za wędkę i łowić! Niestety, nie jest to wcale takie proste, jak mogłoby się wydawać. 

Większość jezior – a zwłaszcza te typu linowo-karasiowego – obfituje bowiem o tej porze roku, w wyjątkowo rozwiniętą florę, która staje się utrapieniem każdego wędkarza, marzącego o złowieniu ładnego „prosiaczka”. Nie mam jednak na myśli strefy roślinności wynurzonej, czy też roślin pływających, takich jak grążele (ba, są one jednym z najlepszych miejsc, w jakich możemy znaleźć co ładniejsze okazy). Największym utrapieniem okazuje się bowiem, porośnięta strefa denna, której pod żadnym pozorem, nie powinniśmy naruszać, a tym bardziej niszczyć, ze względu na jej znaczenie, dla ekosystemu zbiornika. No i jak w takich warunkach przechytrzyć lina…?

Najgorsze miejsce – nie mogłeś wybrać lepiej.

Poszukiwania lina w danym zbiorniku, zaczynam zawsze od rekonesansu. Szukam skupisk grążeli (jeśli te występują), miejsc maksymalnie zarośniętych trzciną pospolitą lub tatarakiem, które zazwyczaj równocześnie obfitują w roślinność podwodną, taką jak włosieczniki czy wywłóczniki. Często można w nich spotkać również rdestnicę. W opisanych warunkach, liny czują się maksymalnie spokojne i mogą w pełni oddawać się żerowaniu. 

Wybieram miejsca położone w niedużej odległości od brzegu – maksymalnie do kilkunastu metrów, w których głębokość nie przekracza 2 metrów. Tutaj roślinność jest często najlepiej rozwinięta, a co za tym idzie, najlepiej kwitnie tu również życie wszelkich innych organizmów, na których lin będzie żerował. Pewniakiem okazują się zazwyczaj zatoczki, osłonięte od wiatru przez drzewa i trzciny – łowiska takie zarastają najbardziej litoralem, więc lin znajdzie w nich najwięcej skorupiaków, larw i innych pyszności.

Złoty środek - Odległościówka

Jaka metoda okaże się najlepsza do połowu lina w takich okolicznościach? Według mnie, w sezonie letnim najlepiej sprawdzi się odległościówka – dobrze dobrana długość wędki (około 4 metrów), pozwala na skuteczne obławianie, zarówno przybrzeżnych skupisk grążeli, jak i odleglejszych miejsc, w okolicach roślinności powierzchniowej i zanurzonej. Najważniejsza jest w tym wypadku bardzo miękka akcja. Charakteryzuje się nią większość wędek, dysponujących ciężarem wyrzutowym do 20 gramów. Zakup takiej wędki niekoniecznie wiąże się z dużymi kosztami – osobiście korzystam z matchówki Robinson Dynacore 3,90m 8-20g – zapłaciłem za nią 65 złotych. Można więc wyposażyć się po taniości, a przy tym skutecznie. 

Wędzisko o miękkiej akcji, pozwala mi walczyć z linami tuż przy linii brzegowej, nawet w bardzo gęstej roślinności - daje odpowiednią amortyzację zarówno przy zacięciu jak i holu oraz, co najważniejsze, pozwala mi być elastycznym w kwestii szybkiej zmiany odległości łowienia. 

Branie braniu nierówne

Któż z nas nie słyszał o możliwościach lina? Nie da się ukryć, że potrafi on wyprowadzić z równowagi nawet największego stoika. Co mniej doświadczeni wędkarze, tym bardziej mogą przeklinać tę rybę, ponieważ nieumiejętne czytanie ruchu spławika sprawia, że rzadko kiedy zacięcie następuje we właściwym momencie. Wystawianie, zanurzanie, delikatne, ledwie widoczne prowadzenie… Potrzeba nie lada cierpliwości, by nie zmarnować danej okazji.

W zarośniętym łowisku, przy nieodpowiednio – czyli klasycznie – stworzonym zestawie, branie okazuje się tym bardziej trudne do odczytania, ponieważ ciężarek zawieszony w toni, tuż nad linią roślinności, w trakcie szarpnięcia zapada się w nią, dając tym samym fałszywy odczyt. Najistotniejsze okazują się więc, w tej konkretnej sytuacji, nie tyle same umiejętności czy doświadczenie, lecz odpowiednio skonstruowany zestaw (co, jak mam nadzieję, zachęci młodych adeptów do wędkowania również w trudniejszych warunkach). 

Zestaw na zarośnięte łowiska

Nie ma sensu być nadto ostrożnym, w kwestii wyboru grubości żyłki. Kiedyś wszystkie gatunki ryb, łącznie z płociami, łowiło się przecież żyłką 0,30mm lub nawet grubszą i nie słyszałem, by ktoś narzekał na niechętne, do współpracy z wędkarzem, ryby. W obecnych czasach, gdy żyłka 0,25mm oferuje lepszą wytrzymałość niż dawna 40-stka, możemy ze spokojem wybrać taką właśnie średnicę, jako linkę główną. Do niej – trzydziestocentymetrowy (a nawet czterdziesto- , jeśli ciężarek zapada się w roślinność denną), przypon 0,22mm, montowany na krętliku, zwieńczony hakiem rozmiar 6.

Podczas łowienia na niewielkich odległościach, kilka metrów od brzegu, w sąsiedztwie grążeli i rdestnicy, korzystam z lekkiego, 1,5-gramowego, przelotowego spławika z długą, co najmniej 5 centymetrową antenką i dokładną, wyraźnie widoczną podziałką. Brania lina potrafią być bardzo delikatne, i taki właśnie spławik, świetnie rozwiązuje ten problem. W przypadku łowienia na większych, kilkunastometrowych odległościach, najlepiej sprawdza mi się natomiast dociążony waggler, którego wyporność dobieram względem siły wiatru i odległości – zazwyczaj jest to 2+2g.

Najważniejszym elementem zestawu, dedykowanego do łowienia w zaroś niętych łowiskach, jest odpowiednie ułożenie dociążenia. Najcięższą śrucinę montuję zawsze na samym dole, tuż nad łączeniem żyłki głównej z niewielkim krętlikiem. Nad nią, dla stabilizacji, w odstępach 5-centymetrowych, umieszczam jedną bądź dwie, malutkie śruciny. 

Zestaw gruntuję tak, by najcięższa śrucina spoczywała zawsze na  (lub jeśli jest to niemożliwe –wewnątrz) roślinności dennej, a przynęta swobodnie kładła się na glonach. Powoduje to, że podczas delikatnego brania, spławik nie leci od razu pod wodę, dając tym samym fałszywy obraz i powodując przedwczesne przycięcie. Ewentualnie „wystawi”  się on i pojedzie, ale nigdy nie pójdzie od razu w pełni pod wodę. Dzięki takiemu rozwiązaniu, zasygnalizuje branie dopiero wtedy, gdy lin rzeczywiście chwyci naszą przynętę. A skoro już o przynęcie mowa…

Przynęta – jedynie część sukcesu.

Dobranie odpowiedniej przynęty względem łowiska, to rzecz ważna, lecz w tych warunkach, nie najważniejsza. Podczas rekonesansu warto zwrócić uwagę na faunę, na której liny żerują. Często będą to ślimaki, przyczepione do trzcin, bądź łodyg i liści grążeli – takie jak błotniarka stawowa, zatoczek pospolity, oraz małże, jak chociażby występująca w skupiskach racicznica zmienna. Poza tym, podczas wspomnianego wcześniej rekonesansu, warto obejrzeć  zatopione w wodzie gałęzie oraz zalegające na dnie kamienie, w poszukiwaniu wszelkiego rodzaju larw oraz robaków. 

W sytuacji, gdy fauna jest wyjątkowo bogata, najlepszym sposobem na przechytrzenie lina, będą wszelkiego rodzaju przynęty pochodzenia zwierzęcego, takie jak rosówki, robaki białe czy czerwone, ślimaki znalezione na łowisku (sprawdzajcie czy dany gatunek nie jest pod ochroną), larwy oraz chrabąszcze i pasikoniki (w przypadku dwóch ostatnich efekty potrafią być zadziwiające!). Jeśli jednak, w naszym jeziorze życie nie kwitnie aż tak obficie, warto sięgnąć po przynęty mocniej ingerujące w środowisko wodne – takie jak ciasto, nasiona roślin czy też zbóż. Zanim zaczniemy jednak łowić, musimy zaprosić naszą rybę w łowisko.

Zanęta – klucz do serca każdego lina 

Z obserwacji mych wynika, że w jeziorze idealnym do łowienia linów, wszelkiego rodzaju fauna powinna być umiarkowana – jeśli będzie jej zbyt wiele, istnieje duża szansa, że objedzony lin będzie wykazywał się mniejszą aktywnością, zwłaszcza w pewnych porach dnia. Jeśli z kolei nasze jezioro jest ubogie we wszelkiego rodzaju żyjątka – ciężko będzie dobrać właściwy kąsek, do założenia na haczyk. Aby jednak przekonać się, która z przynęt jest najskuteczniejsza, musimy wpierw skusić lina w obręb naszego łowiska. W tej sytuacji, kluczową rolę odgrywa właśnie zanęta. 

Ponieważ często zdarza mi się robić jednodniowe wypady, bez „nocek”, dłuższych zasiadek czy kilkudniowych powrotów w to samo miejsce, zależało mi na opracowaniu zanęty uniwersalnej, która możliwie szybko wabiłaby ryby. Równocześnie, musiałem uwzględnić trudne warunki łowienia lina w tej nieprzyjaznej wędkarzowi porze roku – zanęta musiała przede wszystkim intensywnie pracować i mieć umiarkowanie intensywny zapach, ze względu na wysoką temperaturę wody. 

Poniżej przedstawiam więc przepis, z którego korzystam na większości wód i który przynosi mi bardzo często zadowalające efekty. Zachęcam do jego wypróbowania, z zaznaczeniem, że najważniejsza jest dobrze pracująca w wodzie zanęta i jeśli macie inne, własne pewniaki w tej dziedzinie, tym bardziej zachęcam do próbowania, eksperymentowania i tworzenia mieszanek na własną rękę. Uprzedzając też niektóre komentarze – mam oczywiście świadomość, że podczas kilkudniowych zasiadek nie ma nic skuteczniejszego, jak sypane do wody, wszelkiego rodzaju ziarna.

-1kg zanęty MVDE Super Feed Red-Pół opakowania GoodFish Leszcz (rozjaśnia całą zanętę, ma neutralny zapach)-200 gram nasion gotowanych Traper (pszenica, pęczak, konopie)-2 nakrętki atraktora GoodFish Hep (wzbogaca zapach uniwersalnych konopii) lub 50ml 

atraktora   Robinson Tench&Carassio-200 gram granulatu 6mm miodowego od Trapera 

Nie zachęcam do zwiększania ilości zanęty – proporcje podane powyżej, starczą w zupełności na pełną dobę łowienia (12-15 kul). W przypadku kilkugodzinnej wyprawy, sugerowałby nawet zmniejszenie ilości o połowę. 

Składniki podane wyżej, są ułożone według kolejności dodawania. Pierwsze ich mieszanie wykonuję na sucho, po wyspaniu zanęt, drugie – chwilę później, już z wodą.  Następnie napowietrzam zanętę przy pomocy sita, dodaję nasiona i atraktory. Znów mieszam. Na koniec, po ewentualnym dowilżeniu, dodaję granulat. Po wymieszaniu napowietrzam zanętę, rozcierając ją w dłoniach. 

Rozdział dla zainteresowanych - objaśnienie w kwestii wyboru zanęty:

Dość długo z nią kombinowałem. MVDE Super Feed sprawdzała mi się świetnie, również podczas łowienia innych gatunków ryb, nie tylko w trudnych łowiskach, stąd właśnie przy tworzeniu bazy, mój wybór padł na nią. Dobrze pracuje ona w ciepłej wodzie, dzięki czemu, rzucona na dno pokryte kilkucentymetrową warstwą glonów, wyrzuca smakowite kąski nawet na  30-40cm ponad nie (potwierdzone i sprawdzone przeze mnie w warunkach domowych). 

Do bazy dodaję opakowanie zanęty Goodfish Leszcz – to akurat wyszło przypadkiem, szukałem uzupełniacza, a trafiłem na składnik o neutralnym zapachu, który odejmuje jej intensywnego koloru i sprawia, że sprawdza się ona również na jasnych podłożach. 

W ekstremalnych sytuacjach, gdy dno pokrywają wyższe połacie litoralu, zastępuję ją zanętą powierzchniową MVDE Special, która tworzy rewelacyjną chmurę, wysoko ponad roślinnością. Wchodzą w nią z przyjemnością zarówno liny, karpie i karasie.  Nasiona i granulat, eliminują natomiast dużą część drobnicy z łowiska. 

Atraktory – przy łowieniu na przynęty pochodzenia zwierzęcego, korzystam z atraktora Tench&Carassio, który skutecznie ogranicza wchodzenie w łowisko krąpi i leszczy. Gdy na haczyk zakładam ziarna bądź ciasto, dodaję natomiast atraktor GoodFish Hemp o zapachu, skutecznych w każdych warunkach, konopi. Najważniejsze – o czym pamiętać należy – to aby zapachy zawsze się zgadzały i nigdy nie gryzły bądź wypierały siebie nawzajem.

Oczywiście to, co na haczyku, koniecznie powinno znaleźć się w zanęcie. Jednakże, o ile w przypadku produktów roślinnych jak kukurydza czy pszenica, wzbogacenie nimi zanęty jest niezmiernie tanie, o tyle w przypadku robaków, cały interes może się mniej kalkulować. Dobrym zamiennikiem robaków w 

zanęcie, zachęcającym liny do żerowania na pokarmie pochodzenia zwierzęcego, jest suszona krew, którą otrzymać można w większości sklepów wędkarskich. Z mojej wiedzy wynika, że ten wynalazek jest na pewno produkowany przez firmy MVDE oraz Traper. 2-3 łyżki suszonej krwi, na podane wyżej proporcje zanęty i innych składników, w zupełności wystarczy. 

Mam nadzieję, że powyższy artykuł nie tylko Was zainteresował, ale również sprawił, że postanowicie spróbować swoich sił w łowieniu linów, nawet w najbardziej zarośniętych oczkach. To takie właśnie miejsca, potrafią nierzadko zaskoczyć wędkarza i zafundować mu przyzwoitego lina, gdy wszystkie inne, „wygodniejsze” łowiska, zawodzą.  

W wędkarstwie najważniejsze jest ciągłe wyznaczanie sobie nowych, coraz trudniejszych celów i w mojej opinii, złowienie lina w opisanych warunkach jest jedną z ciekawszych ambicji. 

Pozdrawiam! 


 


5
Oceń
(36 głosów)

 

Przechytrzyć lina w litoralu - opinie i komentarze

dawid44dawid44
+3
Witam kolege. Bardzo dobry artykul ,oczywiscie daje 5 i poprobuje na mojich jeziorach bo troszke mam ich nie daleko.pozdro (2015-07-25 23:04)
Jakub WośJakub Woś
+1
Świetny poradnik, kilka takich o różnych gatunkach i książkę możesz wydać. Wszystko czytelnie opisane i wyjaśnione - dlaczego , po co i jak. Wystarczy przeczytać i wcielić w życie przy kolejnej wyprawie. Zostawiam ***** (2015-07-26 19:48)
ZielanZielan
+1
Czytam Twoje i Marka teksty o linach na które brak mi cierpliwości. Podejmę próbę korzystając z waszych wskazówek. (2015-07-27 18:15)
u?ytkownik16322u?ytkownik16322
+1
Lin uczy pokory. Mowa o linach nie o linkach. Tu nie ma miejsca na improwizację i bylejakość. Dobrze napisane .**** (2015-07-28 19:29)
Artur z KetrzynaArtur z Ketrzyna
0
Rogeros, wystarczy dobrą miejscówkę wytypować i wcale takiej dużej cierpliwości nie trzeba. klucz do sukcesu to miejscówka i systematyczne nęcenie (nie przynęcanie) i łowisz go systematycznie. U mnie super skutkuje zanęta z wanilią i gotowanym ziemniakiem. (2015-07-28 19:36)
marek-debickimarek-debicki
0
Ach te delikatne skubnięcia i silne ucieczki pod grążele! Dawno na swoim "linowisku" nie byłem i już za nimi tęsknię. (2015-07-29 08:58)
janglazik1947janglazik1947
0
Łowiłem liny , karmiłem kukurydzą gotowaną i surową, pszenicą też gotowana i surową- wszystko doprawiane miodem i kozieradką, ale ostatnie dwa wypady zniechęciły mnie zupełnie. Co nie wrzuciłbym na haku to leszcz. Jak się ich pozbyć ???? (2015-07-29 12:48)
barrakuda81barrakuda81
0
Po lekturze artykułu wzmocniłem zestawy bo uświadomiłem sobie że chyba przeginam z tym "pocienianiem" i dobrze zrobiłem bo wodna dżungla nie zna litości. Lina wprawdzie nie trafiłem ale oprócz ładnych płoci i wzdręg (z dna !) przyłowiłem też kilka niewymiarowych ale diablo silnych boleni które postanowiły wyżerać moją kukurydzę - to jakis ewenement którego nie do końca rozumiem bo tak jest tylko w tym łowisku.Pozdrawiam. (2015-07-29 14:21)
piskiel1piskiel1
0
rewelka sprubowalem i2 prosiaczki po 450 g w sadzyku nie pamietam kiedy takie lowilem ale cierpliwosc trzeba miec kilka poszlo bokiem (2015-07-31 20:45)
ryukon1975ryukon1975
0
Bardzo fajny artykuł, czas na przeczytanie go na pewno nie jest czasem straconym. 5 ***** (2015-08-03 11:18)
icemenicemen
0
jak dla mnie bardzo przydatny:) (2015-09-04 11:53)
swierzop36swierzop36
+1
bardzo fajny artykuł (2015-09-07 13:10)
krisbeerkrisbeer
0
Świetny i naprawdę przydatny wpis, moje liny na razie to jedynie przyłów. Może niedługo to się zmiani :) pozdrawiam (2016-05-19 08:39)

skomentuj ten artykuł