Pierwszy złoty....na medal

/ 4 komentarzy

Pierwszy złoty na medal[/url]
Dla wędkarza trzydziestolatka, mieszkającego na osiedlu Piątkowo w Poznaniu, w północnej część, dojazd rowerem na łowisko oddalone w odległości około 5km nie stanowił żadnego problemu. Finezją były
dojazdy, dla posiadacza motoroweru marki wierzchowina. Czerwona rama, niklowane błotniki, pedały jak w rowerze i zmiany biegów w rękojeści. Na dodatek niewielki, ale zawsze bagażnik były wprost wymarzonym środkiem transportu wędkarskiego. Asfalcikiem do miejscowości Morasko, a później w polną ścieżkę aż do ściany lasu sosnowego. Następnie mały przeskok przez tor nauki jazdy na poligonie Biedrusko i jesteśmy na południowym brzegu jeziora. Miejscówkę na wspólne wypady, mieliśmy upatrzoną z Kolegą Zbyszkiem od dłuższego czasu. Tej jesieni postanowiliśmy ponęcić trochę dłużej. W pierwszym urlopowym tygodniu planował wędkować Zbyszek, w drugim ja. Zanęta jak na ówczesną naszą wiedzę była wprost wyśmienita. Moczony suchy chleb i na zagęszczenie bułka, gotowany z cukrem waniliowym pęczak i czerwone robaki. Prawdopodobnie niewielka ilość białych też już się pojawiała w naszych arsenałach.Już wtedy stosowaliśmy dodatki ziemi do zanęty, ale o sicie wędkarskim nie było mowy. Staraliśmy się pozyskać ziemię w rejonie łowiska z kretowisk ziemię, która po usunięciu twardych zanieczyszczeń w postaci patyków, liści, kamieni itp., znakomicie
spełniała rolę zagęszczacza, barwnika i zarazem obciążenia. Głębokość łowiska w rejonie wędkowania nie przekraczała 2,5-3m.
Pamiętam jak dzisiaj jak zazdrościłem Koledze, który pod koniec tygodnia wędkowania ściągnął w łowisko fantastyczne leszcze. Pytanie było jedno, co ja zwojuję? Pierwsze dwa dni po wędkowaniu Kolegi nie rokowały wielkich efektów. Kilkugodzinna zasiadka od wczesnych godzin rannych do obiadu skutkowała niezliczoną ilością krąpi różnej wielkości i kilkoma leszczami. Nic szczególnego jednym słowem, tym bardziej, że rozpoczynał się drugi tydzień łowienia.
Na trzeci dzień jestem na łowisku dobrze przed świtem. Jak tylko widoczność pozwoliła na obserwację spławika,
zestawy bez nęcenia powędrowały do wody tuż na stok, za niewielką kępkę grążeli. Nie jednym haczyku nr 10 dwa ziarenka pęczaku, na drugim gnojaczek. Nie mija pięć minut, jak na zestawie z pęczakiem, notuję
drgnięcie spławika i zdecydowany odjazd w bok, z jednoczesnym jego zatapianiem. Natychmiast po zacięciu wiem, że nie mam do czynienie ani z krąpikiem, ani z leszczykiem. Teleskopowa Sona Delta 5361, o
parametrach 7-15g , dlugości 4,5m z rewelacyjnym kołowrotkiem Germina Rilex-Reh (czerwona szpula, brązowy korpus) pięknie się wygięła, sygnalizując silną rybkę. Aby nie zepsuć! pierwsze jak zawsze myśli przepłynęły z przez głowę. Kilka minut walki i karaś pospolity, złociutki, rewelacyjnie wygarbiony, ląduje w podbieraku.
Nie ważne były wędkarskie efekty następnych dni. Ten karaś o wadze 0,85kg wynagrodził wszystko. Zdjęcie oczywiście zostało wówczas zrobione na trawniczku, ale piękne wspomnienia pozostały.

 


5
Oceń
(6 głosów)

 

Pierwszy złoty....na medal - opinie i komentarze

marek-debickimarek-debicki
0
Na obecną chwile pojawiają się pewne problemy z zapisywaniem np. jako aktywnych i pokazujących się na stronie koła do którego się należy lub klubu. Możliwe, ze jest to osobistą winą redaktora. mi zależy, aby ten artykuł był jako jeden z kluczowych na stronie klubu i jednocześnie był aktywny na stronie koła. Takie opcje w wielu przypadkach były dostępne.
(2013-02-01 23:58)
troctroc
0
Kol. Marku- redaktor o tej porze spał jak suseł, więc się odpimpaj.
(2013-02-02 08:51)
marek-debickimarek-debicki
0
Rychuuuu! Mam na myśli redaktora strony klubu i o wstawianiu artykułów ze strony klubu. Hej. (2013-02-02 12:47)
u?ytkownik70140u?ytkownik70140
0
***** (2013-05-08 19:07)

skomentuj ten artykuł