Nocny (letni) leszcz


Wstępne plany na tegoroczne lato, były mocno spinningowe. Ba, nocno spinningowe. Jednak, jak to czasami bywa, na planach się skończyło i podczas minionego lata, skupiłem się mocno na nocnych, ale nie spinningowych sandaczach, a feederowych leszczach.

W roku ubiegłym, wybrałem się kilkukrotnie typowo na nocnego leszcza i jak na pierwsze "celowe" próby, złowienia łopaty po ciemku, wyniki były zadowalające - smoki to nie były, ale zazwyczaj udało się wyjąć kilka sztuk w przedziale od 1 do 2 kg. Ilościowo, także nie było kolorowo, ale to wystarczyło, abym "nie wytrzymał" i poświęciłem się podczas najcieplejszej pory roku, łowieniu nocnych leszczy.

Owszem, na przełomie marca-kwietnia, połowiło się leszczy, ale to trochę inna bajka. Wspomniałem co nieco o tych rybach, w podsumowaniu "Wczesnowiosenny feeder", więc więcej pisał o nich nie będę - wystarczy.

W czerwcu (druga połowa), woda jeszcze pozwalała na łowienie z opasek, więc w tym okresie, skupiłem się na łowieniu, głównie kleni i jazi. Od lipca (aż do teraz), woda była zbyt duża, aby siadać na prostce, więc, jak już wspomniałem wyżej, wybrałem się na letnie leszcze w nocy.

Wyprawy były przeróżne. Od bardzo udanych, gdzie podczas krótkiej nocy, co chwilę podbierałem kolejną "łopatę", do takich, kiedy drobny krąp, nie dawał dojść leszczom "do zdania" i ciężko było złowić cokolwiek innego.

W zależności od miejscówek i stanów wody, leszcz wchodził "w zestawy" w różnych godzinach. W niektórych miejscach, dało się zauważyć pewne standardy, które na kolejnych nockach, zazwyczaj się powtarzały.

Kombinacja z przynętami oraz zestawami (głównie przy długości i średnicy przyponu), pozwoliła złowić więcej ryb. Warto było także ich szukać. Wszelkiego typu "majsterkowanie", w przypadku braku brań, przyczyniało się najczęściej, do wyjęcia odrzańskiego leszcza.

Ryby jakieś wielkie nie były, jednak hol pięćdziesiątaka, czy sześćdziesiątaka, na przyponie 0,10-0,12 mm, to fajna przygoda. O większe leszcze (te pow. 60 cm), na odcinku, gdzie łowię, jest bardzo ciężko. Owszem, można trafić większą sztukę (miałem na kiju kilka lokomotyw, których nie udało mi się wyjąć), ale podczas łowienia "z marszu", zdarza się to bardzo rzadko.

Dobra, wystarczy tego "wstępu", przejdźmy do najważniejszego, tj. wypadów nad wodę i ryb.


Pierwsze łowienie, miało miejsce na jednej z moich ulubionych ostróg, gdzie pojawiłem się 2.07. Zanim zrobiło się ciemno, udało się złowić kilka kleni oraz certę, jednak cel wyprawy miał się dopiero pojawić, po zapadnięciu zmroku. Na poprzednim wypadzie, byłem na opasce, więc zestawy miałem grube (na przyponie 0,18 mm). Nie zmieniałem nic, postanowiłem sprawdzić, czy taka średnica, będzie przeszkadzała "łopatom". Do północy nie mięliśmy ani jednego brania (byłem z kolegą i on też miał takie same średnice). Po godz. 24, postanowiłem nieco odchudzić jeden zestaw i założyłem przypon 0,14 mm oraz mały haczyk. Reakcja ze strony ryb, była natychmiastowa. Już po kilku minutach, miałem branie i po chwili mogłem uśmiechnąć się do zdjęcia z 55 cm sztuką. Po drugim zarzuceniu, na brzegu wylądował brat bliźniak - także 55 cm. Ryby wyglądały, jakby były niedawno po tarle - miały sporo, niezagojonych jeszcze, raz. Po drugiej, czy trzeciej "łopatce", zmieniam przypon także na drugim kiju i od tej pory, mam brania na obu feederach. Kolega pozostał przy grubych przyponach i przez całą noc, nie zanotował ani jednego brania. Do godz. 4 rano, kiedy zaczęło się rozjaśniać, wyjąłem jeszcze kilka leszczy do 57 cm. Wszystkie wyjechały z bardzo płytkiej wody. Gdy się zrobiło jasno, brania ustały. Owszem, znalazłem je w przybrzeżnej rynnie i jeszcze kilka sztuk wyjechało (bonusem była płoć 42 cm), jednak to był już dzień, więc się "nie liczą" do tego tekstu. Na tym wypadzie, w ciągu kilku godzin, udało mi się złowić 12 leszczy.
Tej nocy, kluczem do sukcesu było odchudzenie zestawu i zaoferowanie małej przekąski (nie miały ochoty na "obiad"). Jednak, aż tak wymagające nie były, gdyż bardzo pozytywnie zareagowały na przypon o grubości 0,14 mm. Bywały noce, kiedy brania zaczynały się od 0,10 mm.

Po tak udanym wypadzie, ciśnienie na kolejne wędkowanie, było potężne, jednak następny wyjazd, miał miejsce dopiero pod koniec lipca (dwutygodniowe wczasy nad morzem). Wybrałem się w to samo miejsce. Woda była wyraźnie niższa, a przez to, specyficzna miejscówka, była zdecydowanie mniej atrakcyjna. Ryby siedziały trochę głębiej i udało się wymęczyć 4 sztuki (do 54 cm).

Lipcowe upały, okazały się być "zbawienne", gdyż nocą, drobnica nie brała w ogóle - za dnia, małe krąpie nie pozwalały dojść do przynęty innym rybom. Co innego było w sierpniu, kiedy pogoda była bardziej znośna - to nie przekładało się niestety na wyniki (gdyby opaski były dostępne, sytuacja z pewnością wyglądałaby zupełnie inaczej). Drobne krąpie i leszcze, dokuczały zarówno za dnia, jak i w nocy. Być może nie byłoby tak słabo, gdyby nie to, że w tym okresie, sporo jeździłem po nowych odcinkach Odry, szukając nowych miejscówek. Podczas takich wypadów, najlepsza okazywała się kukurydza, która skutecznie "odganiała" sieczkę i pozwalała podejść pojedynczym leszczom. Wielkości były standardowe, do "pod 60 cm".

Pod koniec sierpnia i przez cały wrzesień, sytuacja była lepsza. O ile na przełomie tych miesięcy, rybą najbardziej dominującą był rozpiór i leszcze się tylko trafiały między nimi, o tyle wrzesień, to były już tylko "prawidłowe" ryby, ze sporadycznymi wyjątkami, grubych (do 35+ cm) krąpi.

Większość wrześniowych wypadów, to jedna miejscówka, która za każdym razem dawała leszcze. Co prawda, najwięcej było sieczki (30-35 cm), ale co kilka sztuk, "wyjeżdżał" leszcz w przedziale od 50 do 60 cm. Nocki na tej miejscówce nie były jakieś "wypasione", ale nudno nie było - jak na noce, działo się całkiem sporo.

Jak na razie, jesieni nie widać (jak w nocy zejdzie poniżej 10 st., to jest dobrze), więc "podpinam" także kilka październikowych sztuk, które się skusiły na początku miesiąca. Co ciekawe, przez całe wakacje, rosówka w ogóle "nie chodziła". Dwa ostatnie wypady, to tylko ta przynęta. Skusiło się na nią kilka leszczy, a największy (wyjęty) miał 60 cm.


Celem tych nocnych wypadów, był oczywiście leszcz i to właśnie tych ryb, udało się złowić najwięcej. Na brzegu wylądowało przeszło 100 leszczy, ale za sprawą wrześniowej miejscówki, bardzo dużo sztuk, to żyletki w przedziale od 30 do 40 cm. Ryb, powyżej tego wymiaru, było niespełna 40 sztuk, ale cieszy fakt, że większość z nich, przekroczyła 50 cm.

Z przyłowów, podczas tych letnich nocek, rybami dominującymi były krąpie - zdarza się, że w nocy bierze ten drobny "paręnastak", ale nie za często i zazwyczaj są to przyzwoite sztuki pow. 30 cm. Trafiały się także rozpióry (miły przyłów). Nie jakieś kolosy, ale jak na swój gatunek, nie były takie małe. Wszystkie w przedziale od 30 do 38 cm. No i oczywiście, od czasu do czasu, trafił się mały sumek.

Połowa października zbliża się nieubłaganie, jednak typowej jesieni, wciąż nie widać - czyżby powtórka z roku ubiegłego? Powoli będę chciał się przerzucić na jesienny spinning, jednak, myślę, że przy tej pogodzie, wybiorę się jeszcze na nocną łopatę...

 


5
Oceń
(10 głosów)

 

Nocny (letni) leszcz - opinie i komentarze

skomentuj ten artykuł

Sklep wędkarski internetowy, duże okazje tanie wędki i kołowrotki online - zdjęcia i fotki

Wędkarstwo wiadomości