Łowisko Ademac - Karpiowe szaleństwo

/ 3 komentarzy / 30 zdjęć


Karpiowe szaleństwo

Urlop mijał nie ubłaganie już prawie połowa urlopu upłynęła, a fakt że odzyskiwałem spokój ducha i nabierałem sił, dowodził tego że wykorzystywałem go dobrze.

Jak kiedyś, ktoś stwierdził nasz sposób myślenia i nasza energia wpływa na nasze otoczenie. Mój sposób myślenia obrał właściwe sobie optymistyczne tory, a wnętrze zaczęło emanować pozytywną energią. Widać to było w podejściu małżonki do moich małych wyskoków nad wodę. Przestały nagle jej przeszkadzać i stwierdziła, że stałem się jakiś inny i wracam odmieniony z nad wody.
Dzieci również coraz bardziej chciały przebywać ze mną i coraz częściej córka zapraszała mnie do zabaw. Co w sytuacji kiedy jestem wewnętrznie rozstrojony nie ma miejsca. Z chęcią wykonywałem również domowe prace, bo nie wymuszone sprawiały mi chyba jak w większości mężczyzn satysfakcję.

W sielankowej atmosferze ciszę przerwał dźwięk sygnalizatora. Nie, nie byłem jeszcze na rybach tylko ustawiłem sobie go na dzwonek w telefonie, aby poprzedni dźwięk nie kojarzył się z złymi rzeczami. Spoglądam na ekran kto śmie zakłócać spokój i wypoczynek, stwierdzam że to towarzysz wędkarskich wypraw Darek.
No od Darka telefony należy odbierać, bo w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto dotyczą ryb. Więc po odebraniu dowiaduje się, że mamy zarezerwowane stanowisko 9 na łowisku Ademac i czy reflektuje na nockę z jedenastego na dwunastego października. No pewnie tylko czy pomysł zyska akceptację małżonki. 

Dodatkowo na przeszkodzie stają szczepienia syna Wiktora, a kto dzieci posiada i je szczepi wie że zwykle manewry takie kończą się gorączką i zarwaniem kilku nocy. Mimo wszystko postanawiam spróbować i jakoś połowę moją urobić pozytywnie. Wieczorkiem widzę, że coś leży na wątrobie mojej pani i chodzi z zamiarem wyznania mi czegoś. W pierwszej chwili pomyślałem o spontanicznych zakupach które mogły by załamać gospodarkę domową. Jednak okazało się tylko, że małżonka zgodziła się na nocną wizytę córki u teściowej nie konsultując ze mną tego. Udając lekkie wzburzenie i puszczając gadkę o moim aktywnym udziale w procesie decyzyjnym dotyczącym dzieci, w duchu skakałem z radości, ponieważ szanse na nockę rosły. Po rozmowie żona bez większych problemów zgodziła się tylko pozostawała jedna niewiadoma jak Wiktor przyjmie sczepienia. Powiem w skrócie że przenosiłem przez większość nocy syna na rękach, a w dzień wszelkie objawy poszczepienne ustąpiły.

W sobotę więc pakowałem radośnie polo i po drodze wstępując po Darka o godzinie piętnastej zameldowaliśmy się na łowisku. Zaczęliśmy rozwijać sprzęt. Łowisko Ademac w regulaminie odpuszcza łowienie na więcej niż dwie wędki, więc przy okazji postanowiłem sprawdzić właściwości użytkowe zestawu wędka z kołowrotkiem, który otrzymałem w ramach zostania blogerem kwartału na portalu wędkuje.pl. Zestaw składał się z wędziska Jaxon EXTERA CARP 3,90 3,5lb i kołowrotek Robinson Feeder FD w rozmiarze 5000. Pozostałe dwa wędziska to Sanger TEC CARP 360 2,75lb z kołowrotkami SangerUndercower 6500. Po rozłożeniu wędzisk przystąpiłem do przygotowania zanęty, która składała się z około 5 kg kukurydzy, dopalonej stickmiksem hot demon, wzbogaconej o kulki TB kukurydziane, SK30 i pellety rybne i owocowe, całość zaś polałem boosterem homar rak. Pozostawiłem zanętę samej sobie, aby smaki się nieco przegryzły. W między czasie napompowałem ponton, który w trakcie pompowania przy pięćdziesięciu procentowym jego wypełnieniu miech dołączony do zestawu odmówił posłuszeństwa i pękł. Ja jednak mając przed oczami wizję klasycznego markierowania łowiska i wyrzucania zanęty rakietą postanowiłem dokończyć pompowanie przy użyciu własnych płuc. Hiper wentylacja jaką sobie zafundowałem nieźle zakręciła mi w głowie, więc jakieś dwadzieścia minut zmuszony byłem wygniatać mój fotel. Jak już doszedłem do siebie, wysondowałem dno i ustawiłem marker.

Znalazłem całkiem ciekawy jego fragment, bo z podwodnym wzniesieniem i nieco głębszym rowem. Postanowiłem więcej nie marnować czasu na poszukiwania i obrałem stok góreczki za łowisko rozsypując zanętę dywanowo w okolicach markera. Z powodu chronicznego niedołowienia obrałem taktykę mało selektywnego połowu wszystkiego co pływa w wodzie. Zastosowałem małe przynęty, głównie łowiłem na kukurydzę i pellety. Ale jeden zestaw z przyponem typu chod-rig postawiłem na pływającego squida w nadziei na jakiś większy okaz. Po zarzuceniu zestawów zająłem się organizacją noclegu. Piękna pogoda utwierdziła mnie w przekonaniu, że można noc spędzić spokojnie pod parasolem marki konger z funkcją zamknięcia go dookoła. Parasol jest podgumowany, ale osłona już nie, więc w miejscu gdzie moje stopy mogłyby dotknąć zasłony dodałem plandekę, która zwiększała wodoodporność ścianki mojego schronienia.

Pierwsze branie odnotowałem chwilę przed godziną 18 i to od razu na zestaw, który miałem zamiar sprawdzić. Wielce więc zadowolony przykręciłem hamulec w kołowrotku i rozpocząłem hol przy użyciu Jaxon Extera przyznam że pomimo sporego cw 3,5lb wędka pracowała wspaniale. Po około 3 minutach moim oczom ukazał się całkiem ładny karpik może rozmiarami nie powalający, ale wystarczyło to, aby na mojej twarzy zagościł wędkarski uśmiech numer 7. Całe zajście sfilmował kolega Darek, ale jeszcze postanowiłem nie zamieszczać filmów z moich wypraw. Po sfotografowaniu karpika i przerzuceniu zestawu z racji wieczornej pory zajęliśmy się kolacją. Po posiłku oddaliśmy się wędkarskim dyskusją sącząc herbatę i chłonąc klimat wieczora. Spokój zakłócały jedynie pojedyncze piśnięcia sygnalizatorów.

W okolicy północy, ze względu na braki snu poprzedniej nocy udałem się spać i gdy tylko przysnąłem obudziła mnie najpiękniejsza wędkarska symfonia. Terkot wolnego biegu kołowrotka i popiskiwanie sygnalizatora. Zerwałem się dynamicznie z łóżka i w ciągu pięciu sekund byłem już przy wędzisku tym razem branie było na jednego z moich TEC’ów. Chod-rig się sprawdził i zaciął misiaczka w przedziale wagowym oscylującym w okolicy półtorej kilograma. Po błyskawicznym holu i jeszcze szybszej sesji fotograficznej przerzuciłem zestaw.

Karpie postanowiły nie dać mi pospać i brały, gdy tylko chciałem zmrużyć oko. Nie przeczę, że sprawiło mi to ogromną przyjemność i chętnie wybiegałem do każdego brania. Szkoda tylko że waga karpi miała tendencję spadkową i to do tego stopnia, że wypinałem je w wodzie nie podbierając. Po piątym braniu nie wytrzymałem, na zestawy trafiły kulki jako bardziej selektywne przynęty. I koło godziny trzeciej ze snu znowu wyrwał mnie dźwięk sygnalizatora, tym razem Darka. Jako że Darek dzielnie asystował przy każdym moim braniu mi nie pozostawało nic innego jak wywlec się z łóżka i wesprzeć kolegę. Niestety ryba się spięła.

Już miałem wracać, gdy na środkowej wędce odezwał się sygnalizator i zaciąłem, wyholowałem małego karpika, który po drodze do brzegu wszedł w inny zestaw w momencie, gdy maluszek wylądował w podbieraku na lewej wędce odnotowałem branie. Dublecik pomyślałem wspaniale. I oddałem się przyjemności holowania kolejnej ryby. Niestety zaliczyłem spięcie. Koło godziny zajęło rozplątywanie i przerzucanie zestawów, a resztką sił doczołgałem się do namiotu i do rana spałem kamiennym snem.

Plan zakładał pobudkę o godzinie 6.00, było kilka chwil po zakładanej godzinie czyli grubo po 7. Jak wstałem wziąłem na siebie ciężar przygotowania śniadania i zaserwowałem po racji żywnościowej SRG-9 popartej kiełbaską z grilla i znakomitą kawą.

Posileni wzięliśmy się za zestawy i w momencie zarzucenia pierwszej wędki rozpoczęło się karpiowe szaleństwo. Nie zdążyłem sięgnąć kolejnej w celu jej zarzucenia, a już miałem branie. Zostaliśmy zaatakowani przez stado małych, ale walecznych karpi, które wpadły w szał żerowania. Tak doskonale brania podsunęły mi pomysł popróbowania różnych przynęt. Z których najlepszą okazał się chleb ze śniadania. Ale generalnie ryby brały na wszystko. Na brzegu miałem chyba z 8 szt złowionych na różne przynęty do godziny 12. Musieliśmy się wstrzelić w czas i miejsce, bo na zbiorniku było raczej cienko z braniami.

Pogawędziliśmy sobie z właścicielami, wypiliśmy kilka kaw i herbat, a o godzinie 14.00 zwinęliśmy się i udaliśmy do domów. Jak przekroczyłem próg domu nawet moja małżonka zauważyła zadowolenie na mojej twarzy. A wspaniały nastrój, który przyniosłem ze sobą udzielił się wszystkim domownikom. Wspólnie obejrzeliśmy zdjęcia i filmy z wyprawy. A dzieci nie dały mi już spokoju do wieczora .

 


4.7
Oceń
(12 głosów)

 

Łowisko Ademac - Karpiowe szaleństwo - opinie i komentarze

karwos33karwos33
0
Piękne rybki i bardzo ciekawe łowisko. Gratuluję i za wpis zostawiam *****. No i jeszcze pytanie z mojej strony - jak spisywał się wygrany kołowrotek Robinsona? Bo zastanawiam się nad jego zakupem do karpiowego feedera. Pozdrawiam (2014-11-19 21:15)
barrakuda81barrakuda81
0
Karp mnie zawsze elektryzował choć nie było nam po drodze to urok takiej zasiadki trzeba docenić.Super przygoda.Nie zawsze łowi się okazy ale też nie zawsze to jest najważniejsze.Nad wodą poprostu trzeba być!*****.Pozdrawiam. (2014-11-20 01:01)
krisbeerkrisbeer
0
Gratulacje. Mnie jakoś w tym roku nie trafiały się takie szalone brania. No może, podczas pierwszej wyprawy na Bug. I tak źle i tak niedobrze. Zupełnie inaczej jest gdy wędki chodzą i nie ma czasu na nudę. Jest tylko jedno małe ale, drobnica z gruntu jest w stanie doprowadzić do rozpaczy. ***** pozdrawiam (2014-11-20 11:17)

skomentuj ten artykuł