Leszcz z zaskoczenia - wspomnienia stęsknionego wędkarza.

/ 7 zdjęć


Zimno. Ponuro. Pochmurno i wietrznie. Daleko od rodzinnego domu i od łowisk, na których się "wędkarsko" wychowałem. No cóż może warto chociaż powspominać? Czemu nie. Wkładam kartę pamięci do laptopa i już czuję, że tam jestem... Przez ostatni czas karmię swój umysł filmami wędkarskimi z sieci ale i to już mi nie wystarcza. Przeglądam własne zdjęcia z urlopu sprzed roku i sam oczom nie wierzę.... Jak to możliwe? 

Rok temu po przylocie do kraju czekała na mnie już opłacona karta wędkarska więc pozostawało się tylko uzbroić. Wypad do miejscowego sklepu wędkarskiego, w którym z ojcem zakupy robimy odkąd pamiętam zakończył się pełną torbą zakupów i kilkoma złotówkami mniej w portfelu. Ale jaka radość;) Powrót do domu rodziców, w którym spędzałem praktycznie cały urlop i snucie wielkich planów na nadchodzący weekend do którego zostało 6 dni. Na rynku kilka kilometrów od mojej rodzinnej wsi zakupiłem kukurydzę, groch i trochę konopi. Mój szwagier jest zaawansowanym technologicznie rolnikiem a więc o dobrą jakościowo pszenicę nie musiałem się martwić. Postanowiliśmy wspólnie, że będziemy w tygodniu łowić tyle ile czas pozwoli a docelowo nastawiamy się na sobotnią noc i popołudnie spędzone nad zanęconą miejscówką. Gotowanymi ziarnami nęciliśmy przez te 6 dni w międzyczasie spędzając kilka godzin nad wodą z wędką. Nadeszła sobota a więc upragniony dzień, na który czekaliśmy cały tydzień. Pogoda przepiękna i zapowiadało się bezwietrznie, bezchmurnie i baaaardzo ciepło. Cały dzień spędziłem na obmyślaniu taktyki, sprawdzaniu sprzętu, wiązaniu przyponów i ogólnych przygotowań do spędzenia nocy nad wodą.

Nad zbiornikiem zameldowaliśmy się ok godz. 16 i zaczęliśmy się rozkładać. Wszystko szło szybko i sprawnie a towarzyszyli nam z naprzeciwka miejscowi wędkarze, którzy bacznie przyglądali się naszym poczynaniom. Zaczęliśmy łowić kilka minut po 17-tej. Oczywiście na haczykach pierwsze zameldowały się płocie i wzdręgi, które po prostu z natury są bardzo kulturalne i nie dały się nam zwyczajnie nudzić;) Scenariusz ten obowiązywał do ok. 20 kiedy to wyholowałem pierwszego leszczyka. Nie żaden kolos ale ważne, że był i być może zwiastował coś grubszego? Nasze przypuszczenia się potwierdziły. Leszcze weszły w zanęconą miejscówkę ok. 21 i już jej nie opuściły. Braniom nie było końca. Ja z bratem na jednym stanowisku mój odwieczny kompan Emil ze swoją dziewczyną na drugim kilka metrów na prawo od Nas. Zastanawiałem się czy to wciąż ta sama woda, na której łowię od lat, bo nigdy nie mieliśmy takich brań, takiej częstotliwości i takich pięknych leszczy. Na zmianę było tylko słychać plusk podbieranych ryb, śmiechów i gratulacji. Byliśmy bardzo, bardzo zadowoleni. O 12 klasycznie jak na każdej nocce rozpoczęliśmy przygotowania do kolacji. Podczas jedzenia wymienialiśmy się myślami na temat dzisiejszej zasiadki. Co sprawiło, że nagle zameldowała się taka ilość leszczy w naszej miejscówce? Nie raz i nie dwa poświęcaliśmy mnóstwo pracy, mnóstwo godzin na nęcenie i typowanie miejsca aby osiągnąć taki efekt. Aby bawić się łowieniem przez całą noc. Szybko zorganizowany i zaplanowany wyjazd podczas urlopu poprzedzony tygodniowym nęceniem dał nam efekt jakiego nie potrafiliśmy nie raz osiągnąć przez cały sezon. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Rybki łowiliśmy do ok, godziny 6-tej a ostatni wyholowany leszcz zassał przynętę już podczas pakowania sprzętu. Żal było jechać do domu ale cóż... Obowiązki. Był to mój najlepszy wyjazd nocny od lat. Bawiliśmy się świetnie a przede wszystkim nie mieliśmy czasu się nudzić! Tylko zostaliśmy zostawieni z jedną myślą w głowie: skąd tyle leszczy podczas jednej nocy? Nie wiem... Może matka natura stwierdziła, że raz na pięć lat warto temu biednemu wędkarzowi z PZW odrobinkę pomóc?:) Nie ważne. Za niecałe 3 tygodnie nadejdzie mój kolejny "sezon na leszcza" i nie omieszkam podzielić się z Wami relacjami z moich wyjazdów.

P.S. : Zamieszczam zdjęcia tylko tych największych rozbójników i tylko tych złowionych przeze mnie.

Z wędkarskim pozdrowieniem Marcin Kapyś alias Morciaty.

 


4.7
Oceń
(15 głosów)

 

Leszcz z zaskoczenia - wspomnienia stęsknionego wędkarza. - opinie i komentarze

skomentuj ten artykuł