Jesienna zasiadka na karpia

/ 6 komentarzy / 9 zdjęć


Jesienna wyprawa na stawy Dębina

Koniec października nie rozpieszczał temperaturą. Na ostatni weekend miesiąca byłem umówiony z kolegami po kiju na wspólny wypad na dorsze. Plany wraz z pogodą uległy jednak zmianie i w rezultacie wylądowałem znów na łowisku Dębina w Poznaniu. A na celownik poszły oczywiście karpie.

Ponieważ jesienna zasiadka na karpia była dość spontaniczna, a sklepy wędkarskie pozamykane, z dna szafy wygrzebałem wszelkie resztki – trochę 18mm truskawkowych kulek proteinowych Addera, resztę opakowania pelletu haczykowego 16mm (również o zapachu truskawki), oraz kilogramowy worek drobnego pelletu 8mm miód-wanilia.
Nad wodą zameldowałem się o bardzo wcześnie. Z czterech dostępnych na łowisku stawów wybrałem średniej wielkości, aczkolwiek dobrze zarybiony dużym karpiem, staw Borusa. Bywałem tu w ostatnich miesiącach naprawdę często i zdążyłem już w miarę poznać zwyczaje tutejszych ryb. Dlatego zabrałem ze sobą dwa dość lekkie i "budżetowe" wędziska z serii DynaCore - Carp Master 3,6m 2,75lbs, oraz teleskopowe Carp Tele 50-120g (które służy mi również jako gruntówka na leszcze, brzany czy węgorze). To bardzo dobre kije do podawania lekkiego (ok. 60-100g) zestawu, a przy tym na tyle długie i sztywne, by pewnie zaciąć oraz kontrolować rybę. Do tego żyłka o średnicy 0,30mm nawinięta na kołowrotki Steel Grey 504 z wolnym biegiem i najprostszy zestaw samozacinający na 25-centymetrowym przyponie, zakończonym hakiem teflonowym w rozmiarze 2. firmy Carpex.

Zacząłem od rozłożenia sprzętu, zmontowania zestawów i zanęcenia łowiska. Nie bez powodu wybrałem dość wąski przesmyk pomiędzy otwartym brzegiem, a dość dużą wyspą. Na Dębinie raczej ciężko o wyjęcie przyzwoitego karpia z „pustej” wody. Tutejsze ryby zdecydowanie lepiej czują się w okolicach zarośniętych brzegów, wysepek, powalonych do wody drzew… Stąd taka, a nie inna decyzja, mimo że zestaw wylądował zaledwie 10-12 metrów ode mnie. Pozostało już tylko złowić jakiegoś karpia :)

Pierwszy odjazd zanotowałem po około trzech godzinach. Nie było to typowo karpiowe branie. Bardziej pasowało zdecydowanie pod amura, ponieważ dużo było w tym skubania, a mało zdecydowanego zassania. Sygnalizator wariował, ale po którymś nieśmiałym „piknięciu” zdecydowałem się przyciąć. Była to dobra decyzja, bo ryba usiadła na haku.
Od początku holu starałem się nie dawać jej luzu, aby nie weszła w pobliskie gałęzie. Hamulec podkręciłem więc na max, a korbkę przełączyłem na obroty wsteczne, żeby samemu decydować, kiedy dokładnie dać rybie luz, a kiedy nie. Po dwóch minutach udało mi się wyprowadzić ją na bardziej otwartą przestrzeń. Z racji przejrzystości jesiennej wody widziałem, że karp ma około 7-8kg. Chwilę po tej „obserwacji” zerwał się, nurkując pod zwisające do wody gałęzie. A ja? Zostałem na brzegu ze sporym żalem do samego siebie. I już tłumaczę dlaczego.
Po każdej zasiadce ‘rozmontowuję’ wykorzystywane przypony włosowe. Poprzednim razem jednak, na wieczór złapała mnie burza i cały sprzęt pakowałem w pośpiechu, w ulewnym deszczu, a odcięte od zestawu przypony wrzuciłem do pudełka z haczykami. W porannej krzątaninie montując zestawy złapałem użyte „gotowce” i bez pomyślenia dowiązałem je do linki głównej. Cóż, człowiek uczy się całe życie, ale jakoś nie potrafię trwale wbić sobie do głowy, że cierpliwość popłaca…

Po tym niemiłym zajściu natychmiast zwijam drugą wędkę i na obu montuję nowe przypony, w tym jeden stworzony „próbnie” na plecionce Phantom Green Spin 0,10mm (tej, o której niedawno pisałem). Zestawy wędrują z powrotem do wody.
W międzyczasie słońce zaczyna powoli wychodzić zza linii horyzontu, oświetlając znajdujące się dookoła, pięknie ubarwione drzewa. Woda z kolei zaczęła oddawać ciepło, tworząc gęstą mgiełkę tuż nad powierzchnią. A w tle śpiew ptaków i odgłosy spławiających się karpi. Rozłożyłem się w fotelu, myśląc o tym, że właśnie dla takich chwil jak ta, warto było dziś tu przyjechać. Nawet jeśli przyjdzie mi wracać o kiju.

Na drugie branie czekam aż do popołudnia. Po jakichś siedmiu godzinach łowienia sygnalizator przy Carp Masterze zaczyna wariować. Odjazd jest bardzo agresywny, ale zanim dobiegam do wędki ryba staje, a linka się luzuje. Chwilowa konsternacja – siedzi jeszcze na haku? Zacinam, ale czuję bardzo duży opór i brak „bicia” ogona. Karp zdążył wejść w zaczep.
Drugi pechowy hol tego dnia! Odłożyłem wędkę i zrezygnowany usiadłem w fotelu. Wyjdzie czy już go tam nie ma? Postanowiłem zagotować wodę na herbatę, bo mimo chwilowego zastrzyku adrenaliny, przemarzłem tego dnia na kość.
Akurat byłem w trakcie zalewania sobie Liptonka, gdy sygnalizator nieśmiało piknął. „Cóż, masz moją uwagę” - mruknąłem pod nosem, idąc w stronę wędki. Mój chód jednak szybko przerodził się w paniczny bieg, gdy sygnalizator zaczął grać prawdziwy koncert, a wolny bieg rytmicznie dogrywał mu, niczym perkusja. Dorwałem do wędki, na wszelki wypadek jeszcze lekko podcinając. Siedzi! Nie czuje jakiegokolwiek zbędnego oporu, więc rybie udało się całkowicie uwolnić z zaczepu. Walka przebiega bardzo chaotycznie. Powiedziałbym nawet, że trafiłem na jakiegoś wariata – kilkumetrowe gwałtowne zrywy co rusz to w lewo, to w prawo, z wyskoczeniem z wody łącznie. Wtedy wyceniam go na 9-10kg i zaczynam obawiać się o finał tej potyczki – przy tym kiju zawiązałem przypon z Green Spina o wytrzymałości 8kg. Oj, będzie ciekawie.
Ale plecionka ku memu zaskoczeniu trzyma dobrze, a w połączeniu z dobrą pracą wędki powiedziałbym, że mimo dziwnego zachowania ze strony karpia, hol przebiega nadzwyczaj wzorowo.
Po kilku krótkich minutach lustrzeń zdaje się opadać z sił. Temperament jakby mu opadł i zaczął zachowywać się jak na karpia przystało. Chwilę później mam go już przy brzegu. Tak, zwariowany karp…
Ryba ku memu zdziwieniu dość gładko i bez oporu wchodzi do podbieraka jakby czuła, że to już koniec walki. A może jest po prostu zmęczona. Mi też drżą ręce, a nadgarstek prawej już kilka minut wcześniej stracił czucie. Chwilę potem, gdy obaj odzyskaliśmy oddech, przychodzi czas na ważenie. 10,3kg na czysto, więc jestem zadowolony. To już 4 dziesiątka w tym roku.
Pierwsza próba zrobienia pamiątkowego zdjęcia kończy się jednak fiaskiem. Karp jakby odzyskał dawne maniery po krótkim odpoczynku w podbieraku. Drugie podejście i znowu to samo - wyrywa się i wierzga gdy tylko próbuję go złapać. Po trzeciej nieudanej próbie zrezygnowany rozkładam ręce. Pozostaje zrobienie zdjęcia w podbieraku. Średnia perspektywa, po tak ładnej walce, ale zawsze jakaś pamiątka będzie. Chwilę później ryba wraca do wody. Stoi jeszcze z minutę przy brzegu, jakby czekając na jakiś rewanż. W końcu jednak odpływa majestatycznie, znikając w toni.
Tego dnia brań już nie ma. Wariat zrobił w łowisku niezłe zamieszanie. Do wieczora postanawiam zostać już raczej tylko dla walorów przyrodniczych Dębiny…

Uprzedzając komentarze tych, którzy za łowiskami „komercyjnymi” specjalnie nie przepadają nadmienię, że Dębina nie jest typowym tego rodzaju miejscem. Jest ona prowadzona przez Stowarzyszenie Miłośników Dębiny, a jej teren podlega jurysdykcji Lasów Państwowych. Oczywiście, obowiązują tu opłaty za wędkowanie, ale w porównaniu do innych łowisk komercyjnych nikt tu na niczym nie zarabia – pieniądze w większości są przeznaczane na zarybienia, a reszta na sprawy związane z działalnością – między innymi utrzymanie porządku w obrębie stawów.
Nie jest to również łatwa woda – obfituje w zaczepy, powalone dęby, podmyte korzenie, gałęzie, wysepki, trzcinowiska… Przy sposobie prowadzenia wód w moim okręgu PZW, Dębina jest chyba jedynym miejscem w Poznaniu, gdzie można liczyć na złowienie przyzwoitego karpia. Także… zapraszam gorąco na Dębinę wszystkich, którzy marzą o spotkaniu z dużą rybą.

Ps. Artykuł ten chciałbym powiązać z poprzednim wpisem o wygranej plecionce Phantom Green Spin, uzupełniając jej recenzję o ten duży plus – stosowana na przyponie włosowym, bez problemu poradziła sobie z karpiem powyżej 10kg, mimo zaledwie 8kg wytrzymałości deklarowanej. Myślę, że rozwiewa to wszelkie, Wasze jak i moje, wątpliwości co do siły tej linki.

Pozdrawiam!


 


4.9
Oceń
(26 głosów)

 

Jesienna zasiadka na karpia - opinie i komentarze

barrakuda81barrakuda81
0
Piękne te stawy w jesiennej szacie...Gratuluję ładnego karpika!Ja jesienią poluję wyłacznie na drapieżniki ale taka zasiadka w wydaniu "na sandacza" też chodzi mi po głowie.Niestety czasu brak...:-(Świetny wpis.Co to tam po drzewie łazi na zdjęciu?:-)Jakieś norko-wydro-podobne stworzenia?*****Pozdrawiam. (2014-11-03 11:29)
karwos33karwos33
0
Powiem szczerze że sam nie do końca wiem, co to za zwierz :) Towarzyszył mi przez blisko dwie godziny, skacząc pomiędzy liśćmi i ocierając się, niczym kot, o pnie drzew. Potem dał nura do wody i tyle go widziałem :) Stawy są rzeczywiście przepiękne, kto raz tu zajrzy raczej z przyjemnością wróci ponownie. Duża zaleta w tym również po stronie ryb, bo pływają tu piękne okazy nie tylko karpi, ale też leszczy, linów czy szczupaków. Zasiadkę na sandacza też mam w planach, o ile pogoda dopisze. Mam nadzieję, że również znajdziesz czas by zapolować na mętnookie :) W jesieni uwielbiam to, że sandacz jest aktywny praktycznie przez cały dzień i noc, nie ma więc konieczności by marznąć po ciemku - ba, jest nawet szansa za złapanie kilku ostatnich promieni słońca! :D Pozdrawiam (2014-11-03 11:59)
kabankaban
0
W takich okolicznościach przyrody wyniki nie muszą być porażające. Pozdrawiam. (2014-11-06 12:54)
marek-debickimarek-debicki
0
Piękna ostoje praktycznie w środku miasta. Łowisko niezwykle przyjazne wędkarzom, zarządzane z GŁOWĄ i na zdrowych zasadach. Miejsce wręcz wymarzone na spacery wśród bogatej roślinności. Świetny opis wyprawy z jednoczesnym opisem sprzętu. Gratuluję efektów, pozdrawiam i *****pozostawiam. (2014-11-06 14:16)
u?ytkownik130601u?ytkownik130601
0
Fajnie wszystko polączone :) daje 5 (2014-11-07 19:03)
DonMajorroDonMajorro
0
Jak Ci się ta wędka sprawuje? Bo jak rozumiem to jest Robinson DynaCore Carp Master? Zastanawiam się właśnie nad jej zakupem i ciekaw jestem opinii, a widzę, że od (co najmniej) prawie roku na nią łowisz. Jeśli o mnie chodzi, to podoba mi się w niej to (jestem przed zakupem, więc oceniam "to co widzę" tylko), to że ma przelotkę już na pierwszej części. Jak dla mnie to rewelacja, bo zdecydowanie łatwiej się wtedy zestaw składa (oczywiście, jak ktoś jest leniwy pod tym względem tak jak ja, i nie chce mu się za każdym razem od nowa zestawu zakładać). (2015-06-14 11:06)

skomentuj ten artykuł