Flaszka za karpia

/ 5 komentarzy

Z pamiętnika.....

5 czerwca 1998 , zaraz po skończonej pracy, wsiadłem w samochód razem z rodzinką i zawiozłem ich na krótkie wakacje na wieś, mój syn miał wtedy 4 latka .................a żona chciała jeszcze wyjeżdżać beze mnie ( teraz czasy się zmieniły i nie chce sama nigdzie wyruszać).... wróciłem w niedzielę. Całą drogę obmyślałem strategię na nadchodzące 2 tygodnie , w których będę mógł oddać się bez reszty wędkowaniu i sprawdzeniu (nowej dla mnie wtedy ) metody włosowej i przynęty, jaką są kulki proteinowe. Do białego rana szykowałem sprzęt, żeby na wieczorne łowienie był idealnie przygotowany, kulki proteinowe o smaku truskawki oraz „sprzęt pomocniczy” zdobyłem od kolegi który w sprawach karpiowych był już zaawansowanym łowcą. Teraz pozostała najważniejsza decyzja, wytypowanie łowiska, tych kilkanaście dni może okazać się niewystarczające do zwabienia „dużych karpi”. Po południu w poniedziałek mam telefon od kolegi Krzyśka........

„słyszałem że zostałeś słomianym wdowcem może masz chęć wybrać się na rybki???”......
„wiesz, nie bardzo.... „ odpowiedziałem, „mam chęć zapolować na większą sztukę, zastanawiam się nad dobrym łowiskiem karpiowym, więc nasze płoteczki i leszczyki raczej odpadają.... przepraszam, nie gniewaj się ...”
„ ale ja się nie gniewam' - powiedział - 'bo po pierwsze nie mam za co a po drugie... nęcę od kilku dni miejscówkę na jednej takiej , dużej żwirowni, co ty na to???”

....zgodziłem się.... bez wahania, choć sprawa wydawała się lekko podejrzana, ponieważ mój kolega był od bardzo dawna sparaliżowany od pasa w dół i zastanawiałem się jak on mógł to stanowisko....sam....??? Okazało się, że to całe przygotowanie było możliwe dzięki pomocy jego szwagra, (czasami trafi się taki porządny w rodzinie) , który zorganizował ponton i nęcił codziennie wytypowane przez Krzycha miejsce. Na miejscu byliśmy o 19.00, najpierw pomogłem koledze, zniosłem jego cały ekwipunek i służyłem mu swoim ramieniem potem przyszedł czas na na moje rzeczy....butlę z gazem i oczywiście materiał na ognisko, ponieważ zostajemy do rana, musimy zadbać o nasze żołądki a dymek pomoże nam w walce z komarami bo cięły wtedy niemiłosiernie. Swoje wędki zacząłem przygotowywać o 19.40, rozłożyłem pierwszą i zakładałem kulkę kiedy Krzysiek przemówił......

„co ty..zwariowałeś, będziesz łowił na to coś?.., ja tu nęcę od 5 dni kukurydzą zaprawioną miodem, złowiłem już na nią 6 karpi a ty komplikujesz sobie życie... kulkami???.. o których te ryby nie mają zielonego pojęcia ???
„spróbować nigdy nie zawadzi...powiedziałem, ... zbyt dużo kosztowało mnie to zachodu żeby teraz nawet nie spróbować...ale wiesz co, może masz rację, jedną wędkę postawię na kulki a drugą na Twoją kukurydzę....będzie dobrze?......będzieeee – odburknął.

Kiedy skończyłem zakładać kulkę i przygotowywałem się do rzutu, Krzychu odwrócił się w moją stronę i powiedział:

„ jeśli złowisz na toooooo coś rybę, stawiam flaszkę!”.... „a może za każdego karpia jedną butelkę ???” - dodałem..
”nie ma sprawy” - zgodził się natychmiiast.

Wędka z kulką była w wodzie, i kiedy zacząłem zabierać się za drugą, sygnalizator wydał cienki, krótki głos, zareagowałem natychmiast, jednak Kolega sprowadził mnie szybko na ziemię...

„....tooooo.... ryba, przepływała i zahaczyła o żyłkę'

...ale dźwięk powtórzył się raz jeszcze i jeszcze raz... po czym sygnalizator wydał głos tak piękny i czysty jak w najprawdziwszej operze, byłem w szoku, Krzychu zdębiał....zaciąłem!!!... miałem swojego pierwszego karpia na kulki!!! ...wizja udowodnienia koledze swoich racji, tak bardzo mnie zaślepiła, że nie zauważyłem kiedy żyłka z rybą przemieściła się w stronę, leżącego nieopodal łowiska zaczepu i straciłem upragnioną rybę i przypon. Zakładając następny zestaw i przynętę spoglądałem spod oka na kompana ale on ....udawał że mnie nie widzi...zagadałem:

„i co Krzychu.... chyba będą brały na kulki co?......
„nie wku....... mnie... i...... z tym zakładem..... zostańmy przy tej jednej flaszce, co???
„dobra....” - powiedziałem, nie zdając sobie do końca sprawy z tego, co mnie jeszcze miało spotkać.

Zanim złowiłem swojego, pierwszego karpia na kulki straciłem w podobny sposób jeszcze trzy osobniki tego gatunku, ten którego złowiłem był piękny ważył 6,50 kg i patrzył na mnie błagalnie starając się powiedzieć „wypuść mnie a spełnię Twoje życzenie” lub „widzisz dałem się nabrać na to Twoje świństwo, udowodniłeś już koledze, wygrałeś flaszkę zwróć mi wolność...”, oczywiście, że zwróciłem! Jedynym żalem było to, że nie mogłem zrobić mu zdjęcia, nie wziąłem aparatu ponieważ sam, osobiście spakowałem go mojej żonie!!!... trudno. Tej nocy miałem jeszcze 8 brań, wyjąłem 7 karpi , największy miał 8,80 kg ale te, które traciłem były o wiele większe od rekordowego, złowionego tego dnia. A mój kolega???.... na swoją kukurydzę złowił 2 karpie 2 i 2.8kg, które przy moim najmniejszym 4,5 kg karpiu wyglądały by bladziutko. Pomimo, że karpie nie znały kulek znakomicie się sprawdziły i brały na nie zdecydowanie większe egzemplarze niż na kukurydzę na którą łowili wszyscy.
Łącznie, przez te dwa tygodnie, złowiliśmy na kulki (bo kolega przekonał się do tego czegoś?... ) 32 karpie różnej wielkości a największego ważącego 12 kg złowił Krzychu, z tej radości ugościł mnie po królewsku u siebie w domu i... było tego znacznie więcej niż jedna flaszka....a gdyby tak nie zmienił naszego zakładu???

 


4.6
Oceń
(24 głosów)

 

Flaszka za karpia - opinie i komentarze

kabankaban
0
Powiem krótko-też wygrałem kilka zakładów... . Pozdrawiam.
(2011-06-06 16:00)
sowa1984sowa1984
0
Pękna opowieść.Piąteczka za artykuł (2011-06-08 22:35)
pstrag222pstrag222
0
he he uwiekbiam takie zakłady
czasem sie wygrywa czsem przegrywa
ale to jest fajne he he
zostawiam ***** i pozdrawiam pstrag222
(2011-06-11 20:19)
Kangur1979Kangur1979
0

Świetna historia...,no i pogratulować karpików...

(2011-06-13 22:08)
Kangur1979Kangur1979
0
I sorki za kiepską ocenę... :( ,miała być 5-tka ale mycha się omsknęła... (2011-06-13 22:10)

skomentuj ten artykuł