Ten dzień był upalny i bezwietrzny. Od kilku dni pogoda była bez zmian wiec wypad na ryby zapowiadał się dość obiecująco. Wziąłem więc rower i po przebyciu 15km rozłożyłem w końcu sprzęt. Dwa cięzkie koszyczki, i po 7białych robaków na haczyk - rzucone na granicy głównego nurtu. Do godziny 20 działo się niewiele, po czym zaczęło się. Brania były na tyle intensywne, że musiałem zwinąc pierwszą wędkę i skupić się tylko na drugiej. Na pierwszy rzut poszła półtorakilogramowa brzana - moja pierwsza wymiarowa. Na przyponie 0,16 żyłki i haczyk 12. Wydawało mi się, że mam kilkukilogramową rybę na haczyku. Po udanym holu brzana wylądowała w wodzie, a ja musiałem zmienić haczyk bo wygiął się on dość porządnie. Następny rzut, minuta oczekiwania i następna ryba, i następna. Gdzieś po kilku 20cm karasiach potężne branie, wędka spada z podpórki. Zacinam. Ryba odjeżdża wraz z nurtem. Po 20 metrach odjazdu udaje mi się ją zatrzymać i zaczyna się powolny hol. Po kilku minutach ryba w podbieraku. Potężny leszcz. Szybkie zdjęcie póki jasno i ryba jako jedyna ląduje w siatce. Później złowiłem jeszcze 2 takie leszcze, ale zmrok nie pozwolił na kolejne zdjęcia, a ryby, nie licząc tej na zdjęciu, lądowały w wodzie. Do nich jeszcze doliczyć mogę 2 certy po 30 cm (które też były moimi pierwszymi rybami w tym gatunku), wymiarowego lina i całą masę karasi. Łącznie około 15-20kg ryb. Siedząc nad tego dnia nad królową naszych rzek miałem wrażenie, że jestem na jakimś komercyjnym łowisku. Połów zakończył nagły zryw ciepłego wiatru, na szczęście zabrałem sie do domu, bo w momencie w którym dojechałem rowerem przed swój blok rozpętała się potężna burza.
Zobacz komentarze (3)
skomentuj ten artykuł