Okoń z przerębla.

/ 6 zdjęć


Znam trzy, z góry skazane na ekstremalne warunki atmosferyczne sposoby łowienia ryb : połów niektórych łososiowatych, łowienie miętusów i rzecz jasna wędkarstwo podlodowe. Kocham w równym stopniu wszystkie wyżej wyliczone. Dziś mam ochotę na monolog w kwestii okonia z przerębla. Może sprawił to pierwszy przymrozek tej jesieni, gdy wczoraj nocą siedziałem wtulony w kołnierz starego płaszcza na odrzańskiej główce, nie wiem…Czuję jednak zimę i wiem jedno na pewno; jeszcze kilka razy na miętusy, może na głowacicę, a potem wędka podlodowa na przemian z pierwszymi wyprawami na pstrągi.

O łowieniu okoni pod lodem napisano tomy przydatnych, ale także nieraz bezużytecznych tekstów. To często poradniki BHP, a nie merytoryczne wskazówki. Mnie, jako wędkarza nie interesuje, czy inny łowi w kufajce i ciepłych majtkach, czy w gore-texach , albo na golasa…Nie interesuje mnie, czy pije czysty rum, czy z herbatą, albo innym prądem…Byle nie „podwiercał” się za blisko i nie szukał zbędnej gadki nad „moją dziurą”. Można, ale „przed” i „po”. Jeśli naraża życie, nie zachowując podstawowych wymogów bezpieczeństwa – żadna strata, nasze społeczeństwo wymaga „odidiocenia”, a i „konkurencja pokarmowa” będzie ciut mniejsza…Tych kilka wcześniejszych zdań jest efektem gwałtownej przemiany, jakiej muszę się poddać, z łagodnego, letniego spinningisty na wyrachowanego, zimnego i bezwzględnego, zimowego myśliwego…

Co jest najważniejsze w wędkarstwie podlodowym, gdy chcemy zapolować na większe ryby? Priorytetowo wyglądałoby to inaczej, ale chronologicznie przedstawia się mniej, więcej tak :
1. W miarę ciche wykonanie otworu i odpowiednie go zakamuflowanie.
2. ”Namierzenie” ryb z jednoczesnym ustaleniem głębokości, na której przebywają.
3. Podanie właściwej przynęty odpowiednim sprzętem w niebanalny sposób.
4. Zachowanie ciepłych nerwów w czasie holu ryby.
5. I to, być może, wszystko.

Ad. 1. Świder to podstawa. I do tego dobry, solidny, o super ostrych nożach. Bez tego „gadżetu” lepiej załóżmy łyżwy i zagrajmy w hokeja, albo poćwiczmy flipy. Pierzchnią damy sobie radę na pierwszym i stosunkowo cienkim lodzie, ale póżniej to już zbyt duże straty czasu…Zimowy dzień jest za krótki, aby tracić cenne chwile na pierdoły. Pierzchnia jednak zawsze powinna być w podorędziu, choćby do powiększenia „przepisowej” dziury w razie „nieprzepisowej” sztuki. Do tego sitko z plastiku nie pękającego na mrozie podczas uderzania nim o taflę w celu oczyszczania z lodu. Nie zawsze obowiązkowo należy „kamuflować” otwór. Przecież normalne i zrozumiałe być powinno, że jeśli większe okonie nie mają „swojego dnia” i żerują „jako tako” w środku słonecznego dnia 2 m pod nami i do tego w bardzo przezroczystej wodzie, to zasłonienie otworu nie jest przesadą. Co innego, gdy łowimy w pochmurny dzień wieczorem przy dnie na głębokości np. 8 m i woda nie grzeszy czystością….

Ad. 2. Może być echosonda, choć mam wątpliwości, czy nie płoszy większych ryb. Ja używam kilku sprawdzonych i w miarę uniwersalnych przynęt, które traktuję, jako pluton rozpoznawczy całej armii. Zaczynam „badanie” od samej góry do samego dołu, czyli trochę inaczej, niż czyni to większość. Cierpliwie szukam ryb w różnych strefach, obowiązkowo sięgam po nową przynętę za każdym razem, gdy poprzedniczka nic „nie znalazła” i powtarzam manewr od początku.

Ad. 3. No, właśnie, tu wypada nadrobić poprzednie skromności…Tu się zaczynają schody do nieba. To spędza sen z powiek milionom podlodowych łowców na całym świecie. Błystka, czy mormyszka…A może twisterek, a może kogucik, a może cykadka…A może co innego? Ale co? Po 40 – stu zimowych sezonach i tysiącach „spenetrowanych” dziur posiadam na to prawie retoryczne pytanie jedyną rozsądną odpowiedź : WSZYSTKO… Po prostu, wszystko, co mieści się w pojęciu sztucznej przynęty i oczywiście do tego tonie, i spełnia wymogi RAPR. Nie ma przynęty uniwersalnej i najlepszej ciągle i stale we wszystkich warunkach i okolicznościach. Żadna przynęta nigdy i nigdzie nie będzie perfekcyjna. Perfekcyjny może być jedynie wędkarz w posługiwaniu się nimi i maksymalnym wykorzystaniu ukrytych nieraz walorów każdej z nich. Każda przynęta ma swój czas i miejsce i to przede wszystkim trzeba brać pod uwagę. Każda jedna także wymaga wprawienia w odpowiedni ruch, a to już majstersztyk zdolności manualnych i pole do popisu niekiedy zmrożonej wyobrażni. Kiedyś w środku sezonu namierzyłem wielkiego okonia…Delikatnie pukał w dziesiątki różnych przynęt, które uparcie pchałem w tamtą, długo nieszczęsną dziurę…Wreszcie zrezygnowany zwiesiłem nad nią nos i przyjąłem pozę starego, ślepego i głuchego kota, który stracił resztki wiary i nadziei, że są jeszcze na świecie jakieś myszy. W ten podjechał na łyżwach do mnie mój 10 – letni syn ślizgający się wkoło mnie. „Co tato siedzisz taki smutny?” – zapytał. „Okoń, wielki okoń” – odpowiedziałem zrezygnowany. „Daj mi wędkę” – on na to. Dałem. Ale z banalną niby błystką, taką „książkową”…Boże, co on wtedy zrobił, to nawet sobie nie wyobraża…Nieraz w nocy, gdy leżę, powtarzam sobie w duchu, gdy o nim myślę ; „Kacpri, dzięki…” Ile więcej ryb złowiłem, dużych ryb…Dziecięca wyobraźnia, nieograniczana szablonowym, „zgredowskim” myśleniem, nie blokowana żadnym negatywnym wspomnieniem, zupełnie wolna jak ptak, pozbawiona lęku przed porażką i nie pragnąca sukcesu ponad wszelką cenę. Zamieszał nie tylko w tamtej, historycznej dziurze, zamieszał również w mojej wędkarskiej psychice i odkryłem wtedy (znów i na nowo…) pewną rzecz i zasadę, której ze wszystkich sił zawsze przysięgam wierność : nigdy się nie poddawać i kombinować aż do skutku. Ryby bardzo rzadko nie żerują w ogóle. Trzeba tylko odkryć, na co, gdzie i w jaki sposób…

Mormyszki. To bardzo popularne przynęty okoniowe, ale niesłusznie coraz bardziej wypierają te pozostałe. Powoli wspinają się na szczyt okoniowego podium. Także niesłusznie nazywane imitacją kiełża. Mają tyle z nim wspólnego, co ja z Dodą. Typowa mormyszka bez naturalnych i ciągle udoskonalanych niektórych sztucznych dodatków jest nic nie wartą przynętą. Tak naprawdę jest tylko nośnikiem właściwej przynęty, tak jak główka jigowa w spinningu. Ogólnie najczęstszym wabikiem na jej haku jest larwa ochotki lub jej sztuczne substytuty. Także często w ten sposób łowię, ale powodem jest występujące u mnie czasem zjawisko lenistwa i wygody, bo znam dziesiątki lepszych dodatków, szczególnie, gdy na celowniku jest poważny okoń. Pozyskanie ich wymaga jednak ruszenia tyłka sprzed komputera i sporo ciężkiej pracy w „terenie”. Są naturalne przynęty, które za nas wprawiają mormyszkę w ruch, a naszym zadaniem jest jedynie zacinanie ryb…Jakie cechy są ważne w mormyszce, gdy przystępujemy do mieszczącego się w przeciętnych normach nimi łowienia? Rzecz jasna super ostre, najlepiej złote i stosunkowo cienkie, ale mocne haczyki. Ważny jest jej kolor, wielkość, waga i kształt…Najważniejszy jednak jest…kiwok i tak dobrany, aby daną mormyszkę wprowadzić w zaplanowane z góry manewry. O kiwokach mógłbym napisać osobny artykuł, bo to naprawdę poważna sprawa i nie przywiązywanie do tego wagi jest sporym błędem.

Błystki. To także pewien rodzaj podlodowej szkoły, kwestia wiary i tradycji. Tak samo, jak nie rozumiem łowiących okonia wyłącznie na mormyszki, tak i podobnie nie mogę pojąć sposobu myślenia „fanatyków” błystki. Szybciej tolerowałbym takie zachowanie u podlodowych łowców specjalizujących się w łowieniu szczupaka, sandacza, ale okonia? Toż to ryba prawie wszystkożerna w granicach pokarmu pochodzenia zwierzęcego i do tego ze sporym „namiarem” na tzw. pokarm okresowy. Skuteczne łowienie błystkami w każdych warunkach jest wykluczone. Duże okonie często przebywają tam „gdzie raki zimują” i sam ten fakt mógłby już dać pretekst zmiany podejścia do łowienia miłośnikom oblanki. Dobrze wiem, że pewnymi rodzajami błystek i poprzez kładzenie ich na dnie można w jakimś stopniu naśladować zachowanie tych skorupiaków, ale także dobrze wiem, że raczej chodzi tu o zahaczenie zaciekawionego okonia hakiem o spodnią część pyska, lub inną zewnętrzną część ciała…Do efektywnego łowienia błystkami (tego prawdziwego i subtelnego , nie dziura – niebo) także nieodzowny jest odpowiednio do nich dobrany kiwok.

Inne. Gorąco namawiam do korzystania z arsenału niektórych, mniej popularnych przynęt podlodowych. Należą do nich tzw. poziomki, a także znane spinningistom koguty i cykady. Wystarczy mała „przeróbka” mentalności, a więc przyzwyczajeń i powoli odkryje się świat zupełnie innych doznań i możliwości. Poza tym zaletą wszystkich nowości jest ich „inność”, a ryby to dość ciekawskie stworzenia i jedynym narzędziem, jakim dysponują w „celach badawczych i rozpoznawczych” nowych obiektów, jest ich pysk…

Ad. 4. Chodzi mi tu o to, że zimą każdy najmniejszy błąd skutkuje utratą ryby. Zacięty, ponad kilogramowy okoń w czasie holu zada nam kilkanaście złośliwych pytań, np. : Jakiej średnicy mamy żyłkę ? Jeśli 0.06 – 0.10, to czy prawidłowo przywiązaliśmy ją do mormyszki? Czy mamy odpowiednio ustawiony hamulec odpowiedniej jakości kołowrotka w relacji żyłka – elastyczność wędki, reagujący natychmiast po gwałtownych szarpnięciach? Czy mamy prawidłowej średnicy przelotki w wędce i w …kiwoku, które nie zdążą zamarznąć przy „dzisiejszej” temp. np. -12 stopni? Czy średnica otworu nie jest przypadkiem zbyt mała i czy mamy możliwość jej szybkiego powiększenia? Upierdliwy okoń (stary, a więc upierdliwy) może zadać jeszcze wiele pytań(zanim w połowie ostatniego odpłynie z ironicznym uśmiechem w mroczną dal…).

Ad. 5. Cóż jeszcze dodać…Żyłka. Prosta sprawa. Im cieńsza, tym brań więcej, ale…Może warto poświęcić ilość dla jakości? Na pewno warto. Co znaczy prowadzić przynętę w sposób nie banalny? Tzn. kombinować i zapamiętywać, bo opisy gry przynętą porównuję do pouczania prostego chłopa z dziada, pradziada, jak się ma zachowywać na wystawnym, inteligenckim przyjęciu…Przypomina mi się Gustlik i jego jajko. Prowadzenia przynęt, powoli trzeba się samemu nauczyć i podpiąć pod swoje możliwości manualne i ograniczenia temperamentu. Niektórzy ludzie nigdy nie nauczą się pewnych rzeczy wymagających zręczności i wielkiej cierpliwości(wiatr, mróz, choroby itp.), ale mogą wykorzystać swoje inne, ukryte cechy i przy pomocy wielu technicznych wynalazków doprowadzić do zrównania szans, czego końcowym efektem będą porównywalne wyniki.

Ps. Należy jeszcze pamiętać o tym (autorzy poradników BHP na śmierć o tym zapomnieli), że im ryba większa i hamulec w kołowrotku bardziej dokręcony, to wprost proporcjonalnie zwiększa się nacisk na każdy centymetr kwadratowy lodu pod naszymi stopami…Jakiś bardzo upierdliwy, a więc wielki i złośliwy okoń, może wykorzystać ten fizyczny mankament do celów bezpośredniej konfrontacji, nieograniczonej lodową szybą…

 


5
Oceń
(3 głosów)

 

Okoń z przerębla. - opinie i komentarze

skomentuj ten artykuł