Centymetr do metra

/ 11 komentarzy / 2 zdjęć


Czy jesteście przesądni? Czy czarne koty, zakonnice i szczeliny w chodniku mogą mieć wpływ na wyniki wędkarskich eskapad? Zawsze wierzyłem, że o naszych sukcesach decyduje jedynie wiedza i doświadczenie nabyte nad wodą. Chociaż po ostatniej wyprawie na ryby nie jestem już tego taki pewien.

Za oknami samochodu z półmroku budził się chłodny, piątkowy poranek. Bezchmurne niebo wróżyło piękny, słoneczny dzień. Parę kilometrów przed celem podróży poprosiłem Piotra, kompana wędkarskich wypraw, aby zatrzymał samochód przed sklepem wędkarskim. Nic tak naprawdę nie było mi potrzebne. Moja torba pękała w szwach, a zabrany asortyment pozwoliłby mi łowić sandacze, szczupaki, okonie i sumy przez okrągły tydzień. Po prostu lubiłem sobie coś kupić na wyjeździe i należało to do moich stałych, wędkarskich nawyków.
– Panowie podwiozą mnie do Pułtuska? – zapytała nas starsza pani, stojąca na parkingu przed sklepem. – Za chwilkę porozmawiamy – rzuciłem, wbiegając do sklepu. Stanąłem przed tablicą z wahadłówkami i bez namysłu wybrałem wielką, lekką, srebrną blachę w czarno-czerwone pasy. Przy ladzie domówiłem paczkę wolframowych przyponów, zapłaciłem i zadowolony ze spełnienia wędkarskiej tradycji ruszyłem do samochodu. Zatroskana kobieta nadal tkwiła na parkingu i z nadzieją w oczach spoglądała to na mnie, to na Piotra.
– Na farta – rzucił Piotrek. – No to zapraszamy, ale tylko parę kilometrów, bo będziemy skręcać – powiedziałem, otwierając tylne drzwi i wskazując autostopowiczce miejsce.
Pasażerka usadowiła się wygodnie i zaczęła gadać jak najęta. W ciągu paru minut dowiedzieliśmy się, że nałogowo gra w kasynie, gdzie notorycznie wygrywa, obracając pieniędzmi swoimi, znajomych, oraz rodziny. Przyjrzałem się zmęczonej hazardowym nałogiem twarzy. Podkrążone oczy i podniszczona od papierosowego dymu cera. Ubrana dość przeciętnie, nie wyglądała zbyt przekonywająco.
– A panowie rybacy? – spytała z zaciekawieniem. – Skądże znowu… wędkarze, z rybakami nie mamy nic wspólnego – sprostowałem.
– No to dzisiaj wasz szczęśliwy dzień, a wiecie dlaczego? Bo ja tak mówię! A jak ja mówię, to siła wyższa. A jak się potwierdzi, to zapraszam do mnie. Karty wam postawię, z fusów powróżę, całkowicie za darmo.
– Nie wierzę w takie rzeczy – powiedziałem, poprawiając czapkę z daszkiem, bez której od wielu lat nie ruszam się na ryby. – Ale dziękujemy za miłą propozycję.
Pożegnawszy się z naszą dziwną pasażerką, dotarliśmy po chwili na miejsce. W oparach porannej mgły przystań wędkarska wyglądała groźnie i posępnie. Załadowaliśmy graty do łodzi i ruszyliśmy w stronę naszej sandaczowej miejscówki. Panującą dookoła ciszę zakłócał jedynie odgłos pracującego silnika. Ciężka jak mleko mgła gęstniała. Po dziesięciu minutach Piotr zgasił silnik.
– Nie wiem, gdzie jesteśmy, całkiem się pogubiłem – przerwał ciszę zmartwiony kolega.
Jedynym punktem orientacyjnym była wyłaniająca się z białej zawiesiny plama zielonych grążeli.
– Podpłyń w pobliże tego zielska i parkujemy. Porzucamy trochę, może szczupaczek się trafi, a jak się przetrze, ruszymy dalej.
Echosonda pokazała metr sześćdziesiąt głębokości, a pod nami rozciągała się gęsta, podwodna łąka. Na prawidłowe poprowadzenie przynęty zostało niewiele miejsca. Złożyłem wędkę i sięgnąłem do kieszeni po przypon i kupioną dzisiaj blachę. W słoneczny dzień założyłbym pływającego jerka, ale w takich warunkach odbijające światło srebrne elementy lekkiej przynęty powinny równie skutecznie zwabić drapieżnika. Posłałem wahadłówkę w dziurę między grążelami. Wahnięcie w prawo, wahnięcie w lewo, lekkie podciągnięcie i znowu krótki opad. Wahnięcie, puknięcie, zacięcie, siedzi!
– No proszę, czary-mary, przepowiednia się spełnia, a taki niedowiarek z ciebie. I to z pierwszego rzutu – ucieszył się Piotrek.
– E tam, dobrze jak wymiar będzie miał – uciąłem dywagacje kumpla, o nadprzyrodzonych mocach naszej autostopowiczki. Ryba niemrawo zatoczyła łuk i grzecznie dała się podprowadzić pod samą łódkę.

– O matko i córko! – krzyknął mój kompan, widząc szczupaka i nerwowo zaczął szukać po kieszeniach etui z aparatem fotograficznym. Mający koło metra cętkowany zbój chyba dopiero zmiarkował co się dzieje i dał nura w toń. Zawył dokręcony do oporu przed sandaczowymi łowami hamulec kołowrotka. Po kilkunastu metrach przeciwnik zwolnił i zaczął zataczać łuk dookoła łodzi. Zdążyłem zarejestrować, że fartowna przynęta tkwi głęboko w przepastnych czeluściach szczupaczego pyska, więc mogłem pozwolić sobie na siłowy hol. Podciągnąłem rybę powoli do siebie. Na kolanach wychyliłem się za burtę i zbliżyłem rękę do powierzchni wody w stronę opasłego karku.

Nie byłem pewien, czy dam radę objąć go dłonią. Nie dane mi było się tego dowiedzieć, bo gdy tylko dotknąłem wody, szczupak wyskoczył metr do góry. Jak w zwolnionym filmie widziałem miotające się, zielone cielsko na wysokości mojej twarzy. Ryba runęła z hukiem do wody i błyskawicznie odpłynęła, dając mi do zrozumienia, że klamka jeszcze nie zapadła. Słuchając zawodzącego hamulca w kołowrotku, zacząłem zastanawiać się nad stanem używanej cały sezon plecionki. Nie tym powinienem się martwić. Szczupak wyjechał parę metrów na ogonie, próbując wytrząsnąć przynętę z pyska. W ostatnim momencie sparowałem ten manewr, podciągając kij do siebie i kasując w ten sposób powstały na lince luz. Do ostatniej chwili nie dawał za wygraną. Jeszcze pod samą łodzią przewalał się rozwścieczony po powierzchni, aby w końcu spasować, dać się złapać na kark i wyciągnąć na powierzchnię.

Ale fart – podczas wyciągania przynęty grot kotwicy pęka. Gdyby stało się to podczas holu, można by zapomnieć o pamiątkowym zdjęciu. Miarka pokazuje równo 99 cm. Tak blisko do upragnionego metra! Tym brakującym centymetrem zostałem chyba ukarany za swoją ignorancję i brak wiary w słowa naszej autostopowiczki. Delikatnie wypuszczam rybę i obserwuję, jak majestatycznie odpływa w toń rzeki. Jeśli nie zaplącze się w rybackie sieci lub nie trafi na patelnię, będę miał jeszcze szansę się z nią spotkać. Jeśli nie ja, to może inny wędkarski szczęściarz. Bo chyba najważniejsze to łowić i dać złowić innym. Mgłę przegania zrywający się nagle wiatr, a na niebie widać czarne bałwany nadchodzącej burzy. Po drodze na przystań w Wierzbicy mijają nas spływające łodzie. Jeden z wędkarzy pyta o wyniki. Na wieść o prawie metrowym szczupaku wybucha śmiechem. Chyba nam nie wierzy. Stwierdza, że tutaj trzeba mieć niesamowite szczęście, aby złowić taki okaz. Nie wyprowadzam go z błędu.

Zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś spotkam starszą panią. Jeśli tak, to dam sobie postawić tarota. A co tam, na farta!



Tekst ukazał się w miesięczniku Wiadomości Wędkarskie

 


4.9
Oceń
(48 głosów)

 

Centymetr do metra - opinie i komentarze

barrakuda81barrakuda81
0
Potrzebny mi taki fart na 1 maja!Wędkarska wiara czyni cuda jak pokazuje praktyka.Pozdrawiam.*****. (2014-04-05 12:00)
camelotcamelot
0
Bez magii, wędkarstwo niewiele było by warte ! - Całe szczęście , że nie wszyscy mają dostęp ...................... Pozdrawiam serdecznie ! (2014-04-05 12:39)
u?ytkownik32263u?ytkownik32263
0
Oj tam, jakie 99 centów? Trzeba było lekko szczubełka naprostować to ten brakujący centymetr by się znalazł bez problemów :))) A poważniej: na rybach odrobina szamanizmu jest wręcz niezbędna. Jak to się mówi, wiara czyni cuda ;-) Pozdro a i też piąteczka leci! (2014-04-05 12:54)
marciin 2424marciin 2424
0
Zgadzam się w stu procentach z Kolegą Camelot . Gratuluję Sebastianie pięknej zdobyczy, a mi osobiście szczęście przynosi tak pechowa dla wszystkich 13-tka. Pozdrawiam i *****:) (2014-04-05 15:21)
Zibi60Zibi60
0
Nieziemskie są Twoje wyprawy i opowieści ! 5* (2014-04-05 16:45)
romanm72romanm72
0
Ciekawe przeżycie, mojemu kiedyś brakło 2 cm do metra niesamowita frajda. Pozdrawiam ***** (2014-04-05 16:55)
kamil11269kamil11269
0
Brawo! I tak ładny, a ten centymetr to się naciągnie :) (2014-04-06 13:20)
SnajkiSnajki
0
5***** :) https://www.youtube.com/watch?v=QWR2Dz4kQu0 (2014-04-06 22:30)
sztafisztafi
0
Fajny tekst oddający emocje. A fragment "Bo chyba najważniejsze to łowić i dać złowić innym" podobał mi się najbardziej. Pozdrawiam (2014-04-07 17:34)
SionixSionix
0
Ja tam przesądny nie jestem,ale nie ma co się oszukiwać szczęście na rybach to podstawa.Dobry tekst ode mnie 5*.pozdrawiam (2014-04-11 16:07)
TomekooTomekoo
0
Kawał ryby , a 99 dobrze brzmi :D ***** (2014-05-12 19:52)

skomentuj ten artykuł